Październikowy wypad w Bieszczady

Październikowy wypad w Bieszczady.

"Zabieszczaduj dzisiaj z nami, niech pokłonią Ci się połoniny, zabieszczaduj razem z aniołami, lot swój kieruj do Górnej Wetliny. Zabieszczaduj znowu z nami, tutaj czas anielsko płynie, każdy potok gada z aniołami, o bieszczadzkiej wspomina krainie" 

  Kolejny wyjazd w ukochane Bieszczady jesienią powoli staje się tradycją. Zarezerwowałem pensjonat w Smereku "Zajazd Niedźwiadek", który był nam znany z obfitych posiłków i ciemnego Kozela. Tym razem z Agnieszką wynajęliśmy pokój z jedzeniem i to był strzał w dziesiątkę. Bardzo sympatyczne miejsce, wygodny pokój z łazienką, śniadanka i obiadokolacje na miejscu, obok sklep, no i nasz ulubiony widok na Smerek. Polecam. Tym razem planowaliśmy wejść na Chryszczatą i Riabą Skałę.

Widok na Smerek
  9 października wyjechaliśmy autem z Włocławka, mając do pokonania ponad 570 km.Podróż minęło nadzwyczaj szybko i przed 17 dotarliśmy na miejsce, w którym nocowaliśmy - Zajazd "Niedźwiadek" w  Smereku.
  Po rozpakowaniu zjedliśmy kolację i na tarasie, patrząc na Smerek, sączyliśmy ulubione piwko.
  Rankiem, 10 października, po śniadanku, dojechaliśmy do początku szlaku czerwonego za miejscowością Rabe, obok zakładu przerobu kamienia i po zaparkowaniu auta wyruszyliśmy na Chryszczatą ( 997 m).
Początkowa droga na Chryszczatą
  Wczesna pora, a więc nikogo na szlaku, co oczywiście nas nie martwiło. Wprawdzie pojawiła się grupka ludzi, ale byli to grzybiarze. Początkowe podejście szeroką drogą wywózki drzewa to spacerek i nie sprawia żadnych problemów. Praktycznie do samych Jeziorek Bobrowych idziemy ładną, szeroką trasą. Po drodze mijamy pozostałości dawnej wsi Huczwice i mokradła z żeremiami i tamą bobrową. Po godzinie wyłaniają się Jeziorka Bobrowe i taras widokowy. Jesienne kolory bieszczadzkiego lasu i tafla jeziora pozwalają nam na chwilę podziwiać fantastyczną okolice z drewnianego tarasu. Bardzo ciekawe, klimatyczne miejsce, które szczerze polecam.
Jeziora Bobrowe
Dalej ścieżka idzie wzdłuż jeziora, a następnie wchodzimy do lasu. Robi się nieco wąsko i po kwadransie idziemy już szlakiem zielonym. Podejście zaczyna być nieco trudniejsze, nie jest jednak tak źle. Dopiero na sam szczyt zaczyna się solidne podejście, ale nam najbardziej dokuczają śliskie liście na szlaku, które powodują ślizganie się. Nie pomagają buty z bieżnikiem, zjeżdżam jak na nartach w dół. Zmuszeni jesteśmy zejść ze szlaku i wspomagając się rękami, opierając o korzenie i drzewa brniemy uparcie w górę. Od polany sytuacja poprawia się i po kilku minutach wchodzimy na szczyt. Nie spodziewajcie się pięknych widoków, bo Chryszczata jest zalesiona. Są za to ławki, stolik, drewniany schron, krzyż, obelisk betonowy i tablica informacyjna. Mimo zalesienia wiał dość mocny wiatr, co spowodowało, że po kilu minutach odpoczynku zaczęliśmy schodzić w dół. No i tu dramat. Schodzenie, a właściwie ślizganie się, powodowało niebezpieczeństwo upadku i stanowiło dla nas ogromny problem. Ratunkiem były drzewa, na których mogliśmy zatrzymać się po ześlizgnięciu. Łatwo nie było, aż do lekkiego wypłaszczenia, gdzie mogliśmy schodzić już normalnie.

Na Chryszczatej
Od Jeziorek Bobrowych zejście jest tylko przyjemnością. Dochodząc do zaparkowanego auta ujrzeliśmy dwójkę turystów kierujących się na Chryszczatą. Właściwie samotna wyprawa we dwoje. Całość trasy zajęła nam ok. 3 godzin.
Siekierezada
   Wczesne popołudnie i przeżycia ekstremalne podczas wyprawy postanowiliśmy "skonsumować" w naszej ulubionej  "Siekierezadzie" w Cisnej przy czerwonej i miodowej Siekierce. Zjedliśmy lekki obiadek, pospacerowaliśmy i popołudniu wróciliśmy do "Niedźwiadka".
   11 października po śniadaniu o 9 wyjechaliśmy do miejscowości Wetlina, oddalonej o 5 km.
Z Paprotnej
Droga Na Jawornik
Zaparkowaliśmy przed jednym z pensjonatów i wyruszyliśmy na Riabą Skałę (1199 m) przez Jawornik (1021 m). Zielonym szlakiem prowadzi początkowo asfaltowa droga, która kończy się wraz z zabudowaniami. Wchodzimy do lasu, a szlak zgodnie z informacjami dość mocno wspina się w górę. Właściwie nie ma na szlaku do Jawornika wypłaszczenia. Nie ma za to liści i wchodzenie nie sprawia problemu, no oczywiście oprócz męczących podejść. Jedynym miejscem lekko płaskim jest skupisko krzyży, prawdopodobnie z czasów II wojny światowej. Brak jednak jakichkolwiek informacji. Na Jawornik weszliśmy po godzinie i tam spotkaliśmy kilka osób, które wchodziły szlakiem żółtym. Kilka minut odpoczynku i żółtym szlakiem ruszamy na Riabą Skałę. Początkowo szlak jest dość urozmaicony z zejściami i podejściami, ale w końcu zaczyna się solidne podejście na Paprotną, na zboczach której rozciągają się przepiękne widoki. Warto na chwilę zatrzymać się i zrobić zdjęcia panoramiczne. Teraz żółtym i niebieskim szlakiem podejście na szczyt i meldujemy się na Riabej Skale. Siadamy na wolnej ławeczce, bo jest trochę turystów. Kierują się na Kremenaros i Rawki robiąc pętle, przechodząc jakąś 9-godzinną trasę. Po kilku minutach zdobywających wierzchołek jest coraz więcej. Najdziwniejsza jest błędna nazwa na tablicy - Rabia Skała, a nie Riaba Skała.
Na Riabej Skale
    Zachęceni perspektywą ładnych widoków urwiska udaliśmy się jeszcze wzdłuż granicy, tak jak na Kremenaros i już po chwili mogliśmy podziwiać słowackie Bieszczady, a następnie imponujące urwisko "Jaraba skala".
Urwisko Jaraba Skala
    Powrót na Jawornik wcale nie był taki kolorowy. Odczuwaliśmy w nogach podejścia, a jak zawsze zejścia mocno strome nie należą do przyjemności, szczególnie dla kolan. Po drodze sporo ludzi, a nawet dzieci, które musieliśmy zachęcać do wejścia obietnicą ładnych krajobrazów. Sił i otuchy dodawały nam szarfy założone na drzewach i krzewach z oznaczeniami Biegu Rzeźnika. W wyobraźni widzieliśmy biegaczy podbiegających na Riabą i od razu było raźniej.
    Wchodząc na asfaltową drogę odczuliśmy dopiero mocne słońce grzejące od rana, które podczas wędrówki w lesie na szczęście nie przeszkadzało. Oczywiście w Wetlinie zasiedliśmy w knajpce przy piwku, zjedliśmy pyszną zupkę, porozmawialiśmy z małżeństwem, które mijaliśmy na szlaku, a które zeszło pół godziny po nas. Całość trasy obliczamy na 6 godzin, ale naprawdę warto.
    Powrót do kwatery wiódł, jak zawsze przez Cisnę i "Siekierezadę". Oj, smacznie i zdrowo.
    Przy kolacyjce i delektowaniu się piwkiem i widokiem na Smerek w zachodzącym Słońcu zgodziliśmy się, że wyjazd był naprawdę udany. Najciekawsze, że każdy wyjazd jest inny. Nawet nie dlatego, że wchodzimy za każdym razem na inny szczyty, ale dlatego, że Bieszczady mają taki klimat i urok, że nie może być inaczej.
     12 października po śniadanku podziękowaliśmy gospodarzom zajazdu i wyruszyliśmy do Włocławka.
     Niesamowity wyjazd, niesamowite przeżycia - Bieszczady.





Wiata a Jeziorach Bobrowych

Szlak na Chryszczatą

Na Chryszczatej

Zejście ze szczytu

Pejzaż na szlaku z Chryszczatej

Na Jawornik

Krzyże na szlaku

Jawornik

Z Paprotnej

Urwisko

Na Biegu Rzeźnika














Share this:

CONVERSATION