Bieszczady w lipcu - tam, gdzie jeszcze nas nie było.
"Zabieszczaduj dzisiaj z nami, niech pokłonią Ci się połoniny, zabieszczaduj razem z aniołami, lot swój kieruj do Górnej Wetliny. Zabieszczaduj znowu z nami, tutaj czas anielsko płynie, każdy potok gada z aniołami, o bieszczadzkiej wspomina krainie" Kolejny wyjazd w ukochane Bieszczady wyskoczył ad hoc, ale jak tu nie jechać, kiedy tęskno.
17 lipca wyjechaliśmy autem z Włocławka, mając do pokonania ponad 570 km. Podróż minęło jak zwykle szybko i ok. 17 dotarliśmy na miejsce, w którym nocowaliśmy -
Zajazd "Niedźwiadek" w Smereku. Jako stali bywalcy zostaliśmy już rozpoznani przez sympatycznego gospodarza zajazdu, szybko opanowaliśmy pokój, zjedliśmy kolację i na tarasie, patrząc na Smerek, sączyliśmy ulubionego ciemnego Kozela.
Rankiem, 18 lipca, po śniadanku, wyjechaliśmy do
Tarnawy Niżnej, czyli prawie na "koniec świata". Trasa liczy ok. 45 km i na miejsce dotarliśmy ok. 8. Szlak
Tarnawa Niżna - Dźwiniacz Górny zaczyna się za hotelikiem "Baza nad Roztokami", miejsce gdzie można zanocować i zaopatrzyć w niezbędne artykuły spożywcze. Kiedyś był to hotelik BdPN "Nad Roztokami". Stał się niedawno sławny, kiedy ekipa filmowa kręciła odcinki "Watahy", a budynki grały rolę miejsca dla imigrantów. Naprzeciwko budynki dawnego zakładu Igloopol - dużej polskiej firmy zamierzchłych czasów.
Wczesna pora, a więc nikogo na szlaku, ale dla nas to in plus. Po przejściu mostka rozległe łąki, trawy wyższe ode mnie i San, a za nim tereny Ukrainy. Na Dźwiniacz można dojść betonowymi płytami, które kiedyś położyli żołnierze, ale wolimy iść łąkami i podziwiać piękną panoramę Biesów polskich i ukraińskich. Tereny wzdłuż ścieżki przypominają, że kiedyś Dźwiniacz Górny był zamieszkałą wsią, zniszczoną po wojnie. Spacer do wiaty i cmentarza trwa nieco ponad godzinę, jest bardzo przyjemny. Gdyby tylko nie świeciło słońce tak intensywnie i muchy nie atakowały z taką agresją byłbym w pełni zadowolony. Przy wiacie suszył się turysta, więc możliwe, że przeprawiał się przez San. Zobaczyliśmy cmentarz i kilkanaście nagrobków, a pod wiatą chwilę odsapnęliśmy przed wyruszeniem w powrotną drogę. Całość trasy to ok. 7 km, jest bardzo łatwa, przyjemna i malownicza. Nie cieszy się dużą popularnością, więc nie spotkamy tam tłumów, o co coraz trudniej w Bieszczadach. Po dotarciu do Bazy rozkoszowaliśmy się regionalnym piwem i drugim śniadaniem.
|
Konic Świata w Tarnawie Niżnej |
|
Szlak na Dźwiniacz Górny |
Przed 12 wyjechaliśmy do
Bukowca, aby wyruszyć do
Beniowej, dawnej wsi z cerkwią i cmentarzem, która oczywiście dzisiaj nie istnieje. Na parkingu w Bukowcu stało kilka aut, a więc opowiadania, że Beniowa cieszy się popularnością nie były przesadzone. Szlak jest bardzo łagodny, a widoki fantastyczne. Mieliśmy okazję widzieć pociąg po ukraińskiej stronie, a dotarcie do cmentarza i miejsca po cerkwi zajmuje jakieś 45 minut. Pogoda w tym czasie zaczynała figlować i podczas naszej wizyty w Beniowej mocno popadało. Wykorzystaliśmy poprawę pogody aby wyruszyć w drogę powrotną, ale dotarliśmy na parking w rzęsistej ulewie. Mimo to byliśmy pod urokiem Beniowej, po prostu oczarowało nas to miejsce, jak wiele innych w Biesach.
Wczesne popołudnie i przeżycia duchowe podczas spacerowej wyprawy postanowiliśmy "skonsumować" w naszej ulubionej
"Siekierezadzie" w Cisnej przy czerwonej i miodowej Siekierce. Zjedliśmy lekki obiadek, pospacerowaliśmy i wieczorem wróciliśmy do "Niedźwiadka". Następnego dnia miało być Bukowe Berdo.
|
Na Beniowej |
Raniutko, 19 lipca, obudził nas delikatnie padający deszcz - pogoda, która nie napawała optymizmem. Wyruszyliśmy w drogę do
Mucznego ok. 7.00. Po drodze w okolicy Nasicznego zatrzymałem się aby zabrać autostopowicza, to jedyne miejsce w Polsce gdzie zabieram na stopa. Kiedy wsiadł rozszedł się odór wczorajszego przepicia. Pan Zbyszek, bardzo sympatyczny, opowiedział jak to wczoraj popili "damski" alkohol, strasznie go suszy i w tym celu wybrał się do znanej mu budki piwnej. Okazało się, że wieziemy gwiazdę serialu paradokumentalnego "Przystanek Bieszczady", w którym Zbyszek zagrał w czterech odcinkach, o czym, w miarę szybko i z dumą, opowiedział. Jego mina, gdy zobaczył budkę nieczynną - bezcenna. Przed mostem musieliśmy wysadzić Zbyszka, aby skręcić do Mucznego, a Zbyszek skierował się w stronę sobie tylko znanego wodopoju. W Muczne byliśmy ok. 8, po przejechaniu 40 km. Padało, widoczność kiepska, więc szybka decyzja o przełożeniu wejścia na Bukowe i wieżę widokową na lepsze czasy. A my zadecydowaliśmy o odwiedzeniu mekki komercyjnej Bieszczad czyli
zaporze na Solinie z wejściem do wnętrza zapory.
Odległość ok. 60 km. przejechaliśmy w ponad godzinę, podziwiając nieznaną nam stronę Bieszczad. Wejścia na zaporę nie było - pandemia, więc pozostał nam spacer po "Bieszczadzkich Krupówkach" i zaporze. Po tej ekstrawaganckiej odskoczni podjechaliśmy do Siekierki na obiad, a następnie do Niedźwiadka, aby spędzić karciany wieczór.
|
Na szczycie Suliły |
20 lipca nadal pogoda nam nie sprzyjała, ale siedzieć nie zamierzaliśmy. Przygotowani na ewentualny deszcz wyjechaliśmy ok. 9 do
Turzańska i przed 10 wystartowaliśmy na
Suliłę, szczyt zwany też Kalnickim Wierchem, który liczy 759 m n.p.m. Zapowiadany jako niezły punkt widokowy, w naszych warunkach pogodowych, nie miał odzwierciedlenia. Wejście jest bardzo łatwe i trwa ok. 40 minut, a po drodze rzeczywiście mogą się rozciągać piękne widoki, szczególnie, że szlak niebieski biegnie tędy z Chryszczatej. Po zejściu z Suliły podjęliśmy decyzję o wejściu na Krąglicę.
W drodze do Woli Michowej zatrzymaliśmy się na chwilę w
Komańczy, gdzie niedawno oddano ławeczkę słynnego Bieszczadnika Jędrka Połoniny (Andrzej Wasielewski). Kiedyś odwiedziliśmy jego nietypowy grób na cmentarzu w Kulaszne, a teraz mieliśmy okazję być w miejscu jego tragicznej śmierci.
Ok. 12 zaparkowaliśmy w
Woli Michowej, ale nie wybraliśmy łatwego szlaku z dawnej Latarni Wagabundy, tylko dłuższe wejście, bez oznaczeń szlakowych, wzdłuż potoku Chliwny i dawnych zagród żubra. Co ciekawe, to właśnie w Woli Michowej pojawiły się pierwsze żubry w Bieszczadach.
|
Podejście na Krąglicę |
Początek asfaltowy, a wzdłuż drogi cmentarz pomordowanych Żydów, pasieka, dawne zagrody, obelisk upamiętniający sprowadzenie żubrów i wreszcie docieramy do wejścia pod górę.
Krąglica (943 m n.p.m.) to szczyt, który obrósł legendą, związaną z walkami z UPA. Tutaj podobno znajdował się szpital batalionu UPA "Rena". Nie ma walorów widokowych, ale nam niewiele już zostało szczytów w Biesach, na które nie weszliśmy, a ten był jednym z nich. Podejścia bardzo zróżnicowane, ale cały czas pod górę. To co uderza to cisza. Odgłosy przyrody, a nie ludzi, to jest to, o co coraz trudniej. Wchodziliśmy w oparciu o GPS, czas mijał, a szczytu nie widać. Za to wokół mnóstwo okopów, dziur, co potwierdza walki w tych terenach. Ciarki przeszły mi po plechach, gdy zobaczyłem wilki w odległości ok. 100 m., poczekałem tylko na Agę i cicho zasygnalizowałem obecność zwierzyny. Zamarliśmy, a po chwili Aga stwierdziła, że czas schodzić. Ja jednak uparcie chciałem wejść na szczyt. Kiedy dotarliśmy, weszliśmy na polankę porośniętą trawą, wokół rozrzucone kości zwierząt, a mgła, która szybko zaciągała się na szczycie z wiatrem, potęgowała grozę. Szybko podjęliśmy marsz w dół. W drodze powrotnej weszliśmy jeszcze na cmentarz pomordowanych Żydów i ok.16 dotarliśmy do auta. No, po takich wrażeniach, wspominać wyprawę na Krąglicę, trwającą ok. 4 godzin, zapamiętamy na długo.
Do Smereka (ok. 30 km.) dotarliśmy ok. 17, zjedliśmy pyszny obiad i cały czas wspominaliśmy miniony dzień. Spakowani przygotowaliśmy się na powrót do domu. Ustaliliśmy jednak, że wracając zahaczymy o kilka miejsc: Sanok, Kamieniec i Bóbrkę.
|
Rynek w skansenie w Sanoku |
21 lipca wyruszyliśmy w stronę
Sanoka i po 70 km., ok. 9.30 dotarliśmy do
Muzeum Budownictwa Ludowego, czyli miejscowego skansenu. Skansen dopiero budził się do życia, ale to co zdołaliśmy obejrzeć w ciągu godziny, a zaręczam, że to namiastka, oczarowało nas
i zapewne wrócimy tutaj jeszcze raz. Są tu dworki, chałupy, zagrody galicyjskie, bojkowskie, poczta, sklepy, rzemieślnicze warsztaty itp. Polecam bardzo na całodzienną wycieczkę.
Z Sanoka wyruszyliśmy w stronę Korczyny, aby zobaczyć XIV - wieczne ruiny zamku Kamieniec. Położony na skalnym wzgórzu, wkomponowany fantastycznie w krajobraz, ma salę tortur, muzeum zamkowe i warsztaty ceramiki. Warto zajrzeć choćby z powodu pierwowzoru "Zemsty" Aleksandra Fredry, które to dzieło oparte jest na prawdziwym sporze o korzystanie ze studni zamku Kamieniec.
Z Korczyny już tylko 20 km. do Bóbrki, gdzie mieści się Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego. Miejscowość zasłynęła w XIX wieku jako miejsce pierwszego na Świecie przedsiębiorstwa naftowego.
|
Bóbrka |
Otwarta w 1854 r. najstarsza na świecie i nadal działająca kopalnia ropy naftowej robi ogromne wrażenie. Tutaj również można spędzić długie godziny na oglądaniu oryginalnych narzędzi i urządzeń, te z XIX wieku, z czasów PRL i współczesne. 20 ha i 50 obiektów to potencjał, który należy zwiedzić i który szczerze polecamy.
Do Włocławka mieliśmy ponad 450 km, ale podróż minęła szybko, bo wrażenia tkwiły w nas. To kolejny niezapomniany wyjazd i niesamowite przeżycia w Bieszczadach i super uczta duchowa w pięknych obiektach muzealnych na powietrzu.
|
Widok na Smerek z Niedźwiadka |
|
Cmentarz na Dźwiniaczu |
|
Tarnawa Niżna |
|
Szlak na Suliłę |
|
Widok z Suliły |
|
Ławeczka Jędrka Połoniny w Komańczy |
|
Dawne zagrody w Michowej Woli |
|
Cmentarz żydowski |
|
Zamek Kamieniec |
|
Muzeum w Bóbrce |
|
Gadżety z Watahy |
|
Rynek w Sanoku |
|
Podejście na Krąglicę |
|
W drodze na Beniową |
|
Pociąg po ukraińskiej stronie na Beniowej |