Beskid Mały - moc atrakcji z Maluchem w tle.

Wycieczka weekendowa w Beskid Mały.

  Wycieczka z sierpnia 2019 roku była jedną z wypraw, której głównym celem jest Korona Gór Polskich. Wraz z dwójką przyjaciół wybraliśmy się zdobyć Czupel, a przy okazji zobaczyć ciekawe miejsca Beskidu Małego.

Ośrodek na Wodospadem
  23 sierpnia w piątek wyjechaliśmy z Włocławka ok. 14, mając do przejechania 364 km. Trasa liczona na ok. 5 godzin, z wiadomych przyczyn - remont A1, trwała 6 godzin. Ok.20 zameldowaliśmy się w "Ośrodek nad Wodospadem" w miejscowości Międzybrodzie Bialskie.  
  Ośrodek pamięta czasy PRL-u, ale wyremontowany w środku, prezentował się naprawdę przyjemnie. Cicha okolica, szum wodospadu i cudowna pogoda wprawiły nas w dobry nastrój. Obok pensjonatu były szeregowe domki, 4-osobowe, z aneksem kuchennym- i w jednym z nich zamieszkaliśmy.Wieczór, po smacznej kolacji w miejscowej stołówce, spędziliśmy przy kartach.
  W sobotę 24 sierpnia przed 9 wybraliśmy się na Przełęcz Przegibek, oddalonej o 7 km. Zaparkowaliśmy na bezpłatnym parkingu i wybraliśmy się niebieskim szlakiem w trasę Przełęcz Przegibek - Magurka Wilkowicka - Czupel - Przełęcz Przegibek, obliczoną na ok. 3 godziny. Trasa jest bardzo łatwa, miejscami szeroka, nie wymaga dużego wysiłku. Bardzo przyjemne podejście pod Magurkę, na której stoi schronisko i tam można wypić zimne piwko, zjeść pyszne ciasto drożdżowe lub pomidorową, a najważniejsze - wbić pieczątkę.
Na szczycie Czupel
 Na Czupel (933 m n.p.m.) prowadzi łagodna, płaska droga, niestety całkowicie zalesiona i tylko miejscami można obejrzeć panoramę Beskidów. Sam szczyt dobrze oznaczony i ku naszemu zaskoczeniu mocno oblegany, szczególnie rodzinami z dziećmi, co nas bardzo ucieszyło. Zejście do schroniska i parkingu to już czysta przyjemność, można wdychać świeże powietrze i letni zapach lasu.
  Ok 13 wyjechaliśmy do miejscowości Żywiec z zamiarem zwiedzania Muzeum Browaru Żywiec, jednego z najsłynniejszych w Polsce, mając ok. 30 km. do przejechania. Przed 14 zaparkowaliśmy przy Browarze, posmakowaliśmy piwa w miejscowym barze i zameldowaliśmy się w informacji, aby wejść do muzeum. Weszliśmy do kapsuły, która przeniosła nas w ponad 160-letnią historią browaru oraz produkowanego w nim piwa. Przez 93 lata browar był własnością Habsburgów żywieckich. Jego założycielem i pierwszym właścicielem był arcyksiążę Albrecht Fryderyk Habsburg, wnuk cesarza Leopolda II. W roku 1933 największą część dóbr żywieckich wraz z browarem i zamkiem odziedziczył arcyksiążę Karol Olbracht i zarządzał do roku 1939. Gdy wybuchła wojna oddał się do dyspozycji 2 Pułku Strzelców Górskich (Korpusu Ochrony Pogranicza) ponieważ czuł się Polakiem i był pułkownikiem Wojska Polskiego. Z powodu służby w Wojsku Polskim, a także odmowy podpisania Volkslisty, Karol Olbracht 9 listopada 1939 roku został aresztowany. Podczas II wojny światowej browar objęty został niemieckim zarządem komisarycznym.
W muzeum Browaru Żywiec
Otrzymał nazwę „Beskidenbrauerei Saybusch”. Niemcy nie zmienili polskich receptur piwnych, uznawszy je za bardzo dobre. Chcieli się natomiast odciąć od tradycji wizualnej browaru, wprowadzając m.in. swój znak firmowy – Tyrolczyka. Głównym gatunkiem piwa produkowanym w okresie II wojny światowej był Saybuscher Quell o walorach zbliżonych do Zdroju Żywieckiego. Specjalnie na potrzeby armii i policji produkowano piwo Beskiden-Gold. Warzono również niewielkie ilości Porteru, Ale, Export Dunkel i piwa Słodowego.
Wiosną 1945 r., okupanci wywieźli niektóre maszyny i urządzenia, zniszczyli część archiwum browaru oraz zaminowali piwnice. Pracownicy browaru widząc wycofujące się wojska niemieckie, uszkodzili kable elektryczne łączące ładunki wybuchowe, zapobiegając wysadzeniu browaru. Dzięki ofiarnej postawie pracowników browar nie poniósł większych strat.
  Po zwiedzeniu pomieszczeń Muzeum mamy czas na konsumpcję piwa i zakup pamiątek. Polecam bardzo zwiedzanie muzeum, które pozostawi wrażenia niezapomniane do końca życia. 
  Po 16 wyjechaliśmy z Żywca i mając 23 km. do przejechania, udaliśmy się u podnóże Góry Żar
 (761 m n.p.m.), na którą można wejść pieszo lub wjechać za pomocą kolei linowo-terenowej, bliźniaczej do tej na Gubałówkę. Wybraliśmy ten drugi sposób i po 5 minutach byliśmy na szczycie. Cóż za widoki - jeziora Międzybrodzkie i Żywieckie, panorama Beskidów, nie żałowaliśmy naszej decyzji. Góra Żar cieszy się ogromnym powodzeniem spadochroniarzy, lotniarzy, motolotniarzy, rowerzystów, których ekstremalne zjazdy w dół mieliśmy przyjemność, nie bez podziwu, obserwować.  My oczywiście zrezygnowaliśmy z ekstremalnych sportów, wybraliśmy leżaki i podziwianie krajobrazu. 
Z Góry Żar
  Warto wspomnieć o możliwości zwiedzania elektrowni szczytowo-pompowej, która ukryta jest we wnętrzu góry pod ziemią. Nam niestety nie było to dane, ale dzięki temu jest powód by tu wrócić. Podziemne pomieszczenia elektrowni podobno robią ogromne wrażenie – jest to bodaj najbardziej spektakularna elektrownia wodna w Polsce. Zbiornik górny jest natomiast powszechnie dostępny, ale podczas naszego pobytu zupełnie pusty z powodu suszy i robił wrażenie kosmicznego krajobrazu.
  Do kwatery wróciliśmy ok. 19, mając do przejechania 12 km. Zjedliśmy smaczną kolację w stołówce, zagraliśmy w bilard i karty, wspominając atrakcje dnia.
  W niedzielę po śniadaniu po 9 wyjechaliśmy do Bielska-Białej (ok. 17 km) i przed 10 weszliśmy do Muzeum Fiata 126p. Budynek nie robi przyjemnego wrażenia, ale to co jest w środku rekompensuje zewnętrzne doznania.
  Pan Antoni Przychodzień, inżynier elektronik, właściciel muzeum, pierwsze pytanie zadał - ile mamy czasu? Ponieważ nie śpieszyło się nam, spędziliśmy w muzeum 3 godziny. Opowiadał pan Antoni o każdym egzemplarzu, jak kupił, gdzie, jak wyremontował, gdzie jeździł itp. itd. Zbiera tylko auta produkowane w Polsce, żadnej włoszczyzny. 
Muzeum Fiata 126p
  Każdy z wystawionych samochodów jest zarejestrowany, ubezpieczony, by w dowolnej chwili mógł wyruszyć w trasę. Ich różnorodność robi wrażenie: kabriolet, pickup, milicyjny, strażacki, militarny WSW, komandoski - sześciokołowy, pocztowy - czterodrzwiowy, inwalidzki, z tempomatem na eksport, szynowy z Lotosu i tak dalej. W kolekcji są również przyczepy, kempingowe i inne, dedykowane tylko do maluchów. Naprawdę kolekcja robi ogromne wrażenie i trzeba ją zobaczyć. Poza tym pasjonujące historie pana Antoniego zostają w pamięci i trzeba zarezerwować sobie naprawdę dużo czasu, bo warto.
  W drogę powrotną wyruszyliśmy z Bielska-Białej po 13, ale przez niemal całą drogę przewijał się temat Fiata 126p. Po przejechaniu 369 km. ok. 19 byliśmy we Włocławku.
  Zachęcam wszystkich do zwiedzania Beskidu Małego, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.

Widok na Bielsko-Białą ze szlaku na Czupel
Schronisko na Magurce



   
Style piwne


Bar w muzeum

Wjazd kolejką na Górę Żar

Zjazd rowerzystów z Góry Żar

Z Góry Żar

Ośrodek

Muzeum Fiata 126p

Maluch dla WSW

Maluch komandosów

Maluch bez oznaczeń na eksport z tempomatem

Share this:

CONVERSATION