Góry Opawskie - nieznane, arcyciekawe.

Wycieczka w Góry Opawskie.

  Wycieczka z lipca 2019 roku jest inna niż wszystkie dotychczasowe, ponieważ nie jest weekendowa, to po pierwsze, i z naszą przyjaciółką i jej córką, to po drugie. Chęć zdobycia korony gór polskich sprawił, że i Biskupia Kopa, najwyższy szczyt Gór Opawskich, stał się moim celem.

Przy pensjonacie
  16 lipca we wtorek wyjechaliśmy z Włocławka ok. 10, mając do przejechania 396 km. i ok.16 zameldowaliśmy się w kwaterze "Biała Akacja Resort&Business" w miejscowości Łąka Prudnicka Bardzo cicha okolica, piękny widok na pasmo górskie, komfortowy pensjonat i cudowna pogoda - czy można chcieć więcej. Polecam ten pensjonat z całą odpowiedzialnością. Wieczorek na powietrzu, na leżaczkach, przy dobrym piwku.
  W środę 17 lipca wybraliśmy się do miejscowości Jarnółtówek, oddalonej o 10 km. Zaparkowaliśmy przy ulicy i wybraliśmy się niebieskim szlakiem w trasę Jarnółtówek - Pokrzywna - Jarnółtówek, obliczoną na ok. 3 godziny. Trasa okazała się naprawdę fantastyczna, bardzo urozmaicona, ciekawa i pełna niespodzianek. Kolejno mijaliśmy:
Na szlaku
Morskie Oczko
Karliki - łupkowe wychodnie skalne, Rozdroże pod Piekiełkiem - stary kamieniołom, Gwarkową Perć - nieczynny, stromy kamieniołom z drabiną, dawną skocznię narciarską, kaplicę polową w dolinie Bystrego Potoku, Morskie Oczko - zalany wodą nieczynny kamieniołom, wzniesienie Olszak, Żabie Oczko - zalany wodą kamieniołom, Karolinki - odsłonięcia skalne wyspowo. Tylko raz szlak nas delikatnie wyprowadził w pole, przy kaplicy, gdzie trzeba wejść pod górę, a nie schodzić na parking w Pokrzywnej. Zaskakujące były m.in. staw hodowlany z barem i cudownym, złocistym, zimnym napojem i ogromny park wodny usytuowany niedaleko stawu. Wędrówkę polecam każdemu, bez względu na wiek, kondycję fizyczną i możliwości, bo naprawdę jest co oglądać.
Widok z Karolinek
  W Jarnółtówku postanowiliśmy zjeść obiadek i trafiliśmy do restaurację "Ziemniaczana Kopa". Takich zapiekanych ziemniaków z dodatkami: boczek, kurczak, twarożek i inne, nie zjecie chyba nigdzie w Polsce. Dodatkowo zimny ciemny Kozel i wszystko jasne.
  Po 15 wyjechaliśmy do miejscowości Moszna z zamiarem zwiedzania zamku, jednego z najsłynniejszych w Polsce, mając ok. 30 km. do celu. Rezerwację zrobiłem telefonicznie z restauracji w Jarnółtówku. Przed 16 dotarliśmy na parking pod zamkiem i tu pierwsze rozczarowanie. Chcieliśmy zwiedzić zamek, a musieliśmy kupić bilet, żeby wejść na ogrody zamkowe. Widok na zamek cudowny, ale przy kasie drugie rozczarowanie, albo zwiedzanie, albo wejście na wieżę. Zdecydowanie do poprawki.
Zamek w Mosznej
  Syn Huberta von Tiele-Winckler z Miechowic - Franz Hubert był pomysłodawcą i budowniczym zamku, wzniesionego po tym, jak w 1896 roku częściowo spłonął barokowy pałac. Po wojnie losy zamku układały się różnie – od 1972 roku funkcjonował jako szpital leczenia nerwic. Obecnie zamek w Mosznej przeznaczony jest wyłącznie dla turystów. Mieści się w nim hotel i restauracja, a nieopodal stadnina koni. 365 komnat i 99 wież miały nas oszołomić. Niestety, chociaż zamek wygląda super, jakoś nas nie porwał, brakuje duszy, nastroju, nie ma tego czegoś. Mimo że byliśmy lekko zawiedzeni to zachęcam do odwiedzenia tej budowli..
  Do kwatery wracaliśmy wspominając wędrówkę pieszą. Na powietrzu kolacyjka i odpoczynek.
  W środę po śniadaniu ok. 9 wyjechaliśmy do Jarnołtówka (ok. 10 km), skąd szlakiem żółtym, a następnie czerwonym udaliśmy się na Biskupią Kopę 889 m n.p.m..
Szlak na Biskupią Kopę
Wejście jest bardzo przyjemne, nie ma stromych podejść, w czasie drogi podziwialiśmy piękno przyrody, wyżej zaś fajne widoki. Przed podejściem na szczyt pięknie usytuowane jest schronisko, w którym można dobrze zjeść i wypić zimne piwko z kega w normalnej cenie. Dodatkowo przepiękna panorama na Góry Opawskie pozwala na pewną dozę lenistwa. Po krótkim odpoczynku podchodzimy na Biskupią Kopę. Zdecydowanie więcej ludzi mijamy na szlaku, podejście pod górkę i wreszcie widać wieżę na szczycie Biskupiej Kopy, już po stronie czeskiej. Z 18-metrowej wieży rozpościera się cudowny widok na m. in. pasmo górskie Jesionników z najwyższym szczytem Pradziadem po czeskiej stronie, a po polskiej Głuchołazy i Nysę. Wieża ta została zbudowana w 1898 r i nosi imię cesarza Franciszka Józefa. Zejście czerwonym szlakiem to oczywiście przyjemność, a cała trasa, bez stresów i pośpiechu, to ok. 3 godziny. 
  W Jarnółtówku nie mogliśmy sobie odmówić zjedzenia obiadu w "Ziemniaczanej Kopie" - wyborne te pieczone ziemniaki z dodatkami.
  Po obiadku wyjechaliśmy do miejscowości Zlate Hory/Ondrejovice (ok. 5 km) i weszliśmy do skansenu górnictwa złota.
Zlate Hory
Skansen to replika średniowiecznych młynów górniczych połączonych ze ścieżką dydaktyczną. W dwóch drewnianych budowlach można prześledzić proces kruszenia rudy złota, a przy odrobinie szczęścia kawałki tego cennego metalu zabrać ze sobą. Drewniane urządzenia, wykonane według oryginalnych szkiców, napędzane są kołem wodnym, które czerpie energię ze specjalnego kanału. Spacerkiem, korzystając z pięknej pogody, spędziliśmy przyjemnie czas w krainie złota.
Trzeba przyznać, że skansen zwiedzało bardzo dużo ludzi, szczególnie dzieci, dla których wielką frajdą były kąpiele w zimnym potoku. Ok 16.30 wyruszyliśmy z planem wejścia do jaskini Na Szpiczaku w miejscowości Pisecna k. Jesenika, ale po sprawdzeniu okazało się, że ostatnie wejście jest o 16.30. Fizycznie niemożliwe. Pojechaliśmy więc do Prudnika i tam niestety odeszliśmy z kwitkiem od wieży widokowej tzw. Wieży Woka - najstarszego zabytku miasta, jedynej pozostałości po zamku w Prudniku. Wieża jest otwarta do godziny 17. W restauracji Hana Cafe zjedliśmy kolację, a w kwaterce miły wieczór spędziliśmy na pogawędkach.
  19 lipca, w czwartek, wyjechaliśmy po śniadaniu ok. 9 do miejscowości Paczków, oddalonego o ponad 50 km od kwatery. Jest to miasto liczące 7,5 tysiąca mieszkańców, ale swoimi zabytkami może obdarować wiele większych miast.
Muzeum Metamotoryzacji
  Punktualnie o 10 stawiliśmy się w Muzeum Metamotoryzacjiprywatnym muzeum pana Biernackiego, które mieści się w dawnych pofolwarcznych (poniemieckich) budynkach, na obrzeżach, tuż obok winnicy właściciela. Sentyment właściciela do motoryzacji zaowocował zebraniem naprawdę niebagatelnej kolekcji aut, nie tylko z naszego kontynentu. W Muzeum znajduje się oprócz samochodów sporo motorów czy motorowerów, w tym kultowy Komar. Obecnie muzeum aspiruje do tego, aby stać się centrum nauki, gdzie w praktyce można prowadzić doświadczenia fizyczne i poznać prawa dynamiki. Dzięki bardzo sympatycznemu przewodnikowi mogliśmy sami sprawdzić wiele fizycznych praw.
   Z motoryzacyjnej mekki p. Biernackiego pojechaliśmy do Muzeum GazownictwaNiezwykle ciekawe i unikatowe muzeum powstało w budynkach dawnej gazowni z 1902 roku. Na starych, oryginalnych urządzeniach można tu poznać proces wytwarzania gazu. To jedyny w Polsce obiekt, w którym zachowały się w całości urządzenia do produkcji gazu miejskiego, tym bardziej warto go odwiedzić.
W Muzeum Gazownictwa w Paczkowie zorganizowano wystawy z kolekcjami gazomierzy i innymi eksponatami związanymi z gazownictwem. Samych liczników gazowych można tu zobaczyć około 600. Muzeum jest pięknie odrestaurowane i prezentuje się okazale. Do tego jest naprawdę ciekawe.
   Następnie weszliśmy na wieżę widokową w ratuszu, skąd rozciąga się panorama okolic Paczkowa z Zalewem i Jeziorem Otmuchowskim na czele. 
   Zwiedziliśmy kościół św. Jana Ewangelisty, którego budowę rozpoczęto w 1361 roku. Dla zabezpieczenia się przed pożarem i równocześnie ufortyfikowania budowli, wobec spodziewanego w tych latach najazdu Turków na Śląsk, w miejscu wysokich dachów gotyckich zastosowano dachy wsparte o nadbudowaną w murach magistralnych renesansową attykę. Dzięki przebudowie uzyskano w koronie murów ganek strzelniczy, gdzie umieszczone były dwa falkony stanowiące ważną część miejskich sił obronnych. Do dziś zewnętrzny widok kościoła przywodzi na myśl raczej warownię świecką niż miejsce modlitwy. W kościele znajduje się studnia nazywana tatarską, wykonana zapewne w XVI wieku - to również ewenement. 
   Z kościoła poszliśmy zwiedzić średniowieczne mury obronneZachowały się tutaj baszty łupinowe, pochodzące z XIV wieku, które należą do najlepiej zachowanych zabytków tego typu w naszym kraju. Do dnia dzisiejszego Paczków może poszczycić się 19 basztami z 24 niegdyś istniejących.
Polskie Carcassonne w Paczkowie
Podziwiać można też tutaj bardzo dobrze zachowane mury miejscami wysokie na 7 metrów, zbudowane z kamienia łamanego. Otaczają one miasto regularnym owalem o długości 1200 metrów. To właśnie dzięki tym murom obronnym Paczków znany jest dziś jako "Polskie Carcassonne". Niestety mury zobaczyliśmy z zewnątrz, gdyż znajdowały się w renowacji. 
   Podobnie było z kolejnym obiektem - Domem KataBudynek o charakterystycznym wyglądzie, wzniesiony metodą muru pruskiego, stojący niedaleko rynku, powstał w XVIII wieku i według podań mieszkał w nim paczkowski kat wraz z rodziną. Przemawia za tym także jego usytuowanie w pobliżu cmentarza i pierwszej szubienicy. Legenda głosi, że w samym Paczkowie oprawca nie wykonywał wyroków, bo zostałby zlinczowany przez mieszkańców. Władze Paczkowa zorganizowały we wnętrzu tego zabytku Centrum Informacji Turystycznej, a  także miejską "izbę pamięci" i te mogliśmy obejrzeć. Wnętrza z salami tortur, poddane renowacji, były niestety nieodstępne. 
   Będąc pod ogromnym wrażeniem Paczkowa udaliśmy się do miejscowości Głuchołazy, mając do przejechania ok. 46 km. Dojechaliśmy na parking przy parku i weszliśmy ma wieżę - tężnię solankową. Obiekt wykonała z modrzewiowego drzewa ekipa góralskich cieśli. Problemem było znalezienie drzewa odpowiedniej grubości. Budowla ma pięć tarasów zbudowanych wokół rdzenia z faszyny, po którym z wysokości kilkunastu metrów spływa solanka z solą morską. I tak mamy mikro-Ciechocinek w Głuchołazach. 
Grota Bialska
  Wielką przyjemnością jest spacer promenadą wzdłuż Białej Głuchołaskiej, podczas którego mijamy wiele reliktów w postaci szybów, sztolni i wyrobisk związanych z eksploatacją złóż złota np. Grota Bialska zwana Góralską. Warto spacer zakończyć w restauracji Miód Malina z wyśmienitymi goframi lub deserami lodowymi. 
   Tego dnia w Głuchołazach na scenie plenerowej odbywał się koncert piosenki wędrownej i poezji śpiewanej. Mieliśmy zapał i chęci, aby na koncert pójść, ale pewne wydarzenie, tajemnicze, nie pozwoliło nam na to. Wróciliśmy więc do naszej kwatery i miło dokończyliśmy wieczór.
    W piątek 20 lipca wyjechaliśmy po śniadaniu ok. 10 do domu i we Włocławku byliśmy ok. 15. 
Zachęcam do odwiedzenia tego, moim zdaniem nieznanego, miejsca w Polsce, które zasługuje zdecydowanie na większą reklamę. Mam nadzieję, że ktoś z czytających skorzysta i wybierze się w Góry Opawskie - nieznane, arcyciekawe.

Czarcie Piekiełko


Moszna

Do schroniska

Wieża na Biskupiej

Ze schroniska
Na szlaku

Łatwo nie było
Dawna skocznia

Kaplica

Łowisko 

Park wodny
     
Ziemniaczana Kopa


Mniam mniam

Odwrócony potok w skansenie Zlate Hory

Motory

Liczniki gazowe

Kuchenki gazowe

Łazienka

Studnia tatarska

Mury obronne Paczkowa

Dom Kata

Solanka w Głuchołazach

Promenada w Głuchołazach

Razem na szlaku

Wędrownicy
Gwarkowa Perć

















Share this:

CONVERSATION