Bieszczady jesienne we dwoje.

Bieszczady jesienne - tylko we dwoje.

"Zabieszczaduj dzisiaj z nami, niech pokłonią Ci się połoniny, zabieszczaduj razem z aniołami, lot swój kieruj do Górnej Wetliny. Zabieszczaduj znowu z nami, tutaj czas anielsko płynie, każdy potok gada z aniołami, o bieszczadzkiej wspomina krainie" 

  Kolejny wyjazd w ukochane Bieszczady był szczególny. Postanowiliśmy jechać wspólnie z Agnieszką i tak zresztą zaplanowałem jeszcze w lipcu br. Ponieważ Mariusz zamykał "Smerek" w końcu września, zarezerwowałem pensjonat leżący dosłownie 100 m wyżej - "Pod świerkami". Bardzo sympatyczne miejsce, wygodne pokoje, nowoczesne wyposażenie, duży aneks kuchenny. Polecam. Planowaliśmy wejść na Smerek, ale nie z Wetliny, tylko ze Smereka, dotrzeć do niezdobytych dwa razy ruin cerkwi w Krywe i wejść na Chatkę Puchatka.

Redyk w Osławicy
  6 października wyjechaliśmy autem z Włocławka, mając do pokonania ponad 570 km.Podróż minęło nadzwyczaj szybko. Nasz przyjazd opóźnił się przez jesienny redyk w Osławicy. Mnóstwo ludzi i otwarta bacówka zaciekawiły nas. Okazało się, że trafiliśmy na powrót owiec z pastwisk i osadzanie ich w poszczególnych gospodarstwach zwany przez górali uosod. Ponad 2000 owiec schodzących i prawie tyle samo obserwujących ludzi robiło wrażenie. Przed 18 dotarliśmy na miejsce, w którym nocowaliśmy - Pensjonat "Pod świerkami" w  Smereku.
  Po rozpakowaniu wyszliśmy na spacer, zrobiliśmy zakupy i wypiliśmy regionale piwko.
  Rankiem, 7 października, po śniadanku, dojechaliśmy do początku szlaku czerwonego i wyruszyliśmy  Smerek(1222 m).
  Wczesna pora, a więc mało ludzi na szlaku, co wcale nam nie przeszkadzało. Początkowe podejście lasem w zasadzie nie sprawia większych problemów. W wyobraźni jednak mieliśmy wyprawę Jarka z Adamem po 4 rano tym szlakiem i podziwialiśmy ich determinację i upór. Delikatne problemy pojawiają się gdy
Na Smereku
wyłaniamy się na grzbiet Połoniny Wetlińskiej. Krajobrazy i widoki piękne, ale szlak robi się coraz bardziej stromy. Podejście pod sam szczyt wymaga podciągania wysoko kolan i może być naprawdę męczące. Na szczycie czeka nas za to przepiękna panorama Bieszczad, bardzo porwisty wiatr, sporo ludzi i odnowiony krzyż z tablicą i napisem "Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie". Ponad tydzień później krzyż został poświęcony.
  Odpoczęliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną, która po pierwszym, trudniejszym, etapie, jest przyjemnością. Cała trasa obliczona jest na 3,45 h. i tyle mniej więcej można liczyć podczas spokojnej wyprawy. Wejście 2,30 i zejście 1,15.
  Na obiadek pojechaliśmy do Cisnej, do naszej ulubionej "Siekierezady". Piwko Siekierka smakowało jak zawsze po górskiej wędrówce, oczywiście jedzonko również. Po powrocie do kwatery i zabiegach toaletowych, uzgodniliśmy, że pójdziemy zobaczyć retory w Smereku, do których nie dotarliśmy w lipcu. Spacer dłużył się i Aga już zaczęła wątpić czy dotrzemy do celu, kiedy naszym oczom ukazały się piece do wypalania węgla drzewnego. Zauważyliśmy pracownika i podeszliśmy do niego.
Przy retortach
Okazał się bardzo sympatyczny, uczynny i gadatliwy. Wbrew temu co słyszeliśmy wcześniej retorty ruszą w 2019 r., a Agnieszka mogła wejść na górę i ładować wypalony węgiel do tzw. kozy. Gość otrzymał od nas zadośćuczynienie za pomoc i wyruszyliśmy do kwatery. Kiedy siedzieliśmy przy piwku w sympatycznej knajpce "Zajazd Niedźwiadek", w sklepie spotkaliśmy naszego znajomego, kosztującego regionalne trunki dzięki naszemu wsparciu.
  8 października po śniadaniu przed 9 wyjechaliśmy do miejscowości Zatwarnica, oddalonej o 30 km.
Naszym celem były ruiny cerkwi w Krywe, do której już dwa razy próbowaliśmy dotrzeć. Po drodze wzięliśmy na stopa chłopaka, który jechał w naszym kierunku. Oczywiście nie miał jeszcze kwatery, nie wiedział co będzie robił, ważne gdzie był. Droga do miejsca rozpoczęcia szlaku to zwykły bieszczadzki trakt czyli dziura na dziurze, braki asfaltu, a pod koniec to już jazda jak terenowcem. Na parkingu już stały jakieś auta, ale jak zwykle ludzi nie widać.
  Trasa na Krywe nie sprawi nikomu problemów. Otaczająca dolinę Krywe serpentyna piaskowej drogi przynosi ciszę, spokój i widok na przykład jelenia, który mknął po łąkach. Dotarliśmy do gospodarstwa agroturystycznego "U Tośki", które było w gruntownym remoncie. Od tego momentu trzeba bardzo uważać, ponieważ oznakowanie szlaku nie jest takie widoczne.
Ruiny Cerkwi w Krywe
Cerkiew jest na wyciągnięcie ręki, ale trzeba okrążyć bagienka. Parę przeszkód drzewnych świadczy o niewielkim, na szczęście, zainteresowaniu tym rejonem.Docieramy do ruin cerkwi greckokatolickiej pw. św. Paraskiewii. Mimo że bardzo zniszczona, jest to najlepiej zachowana ruina cerkwi w Bieszczadach. Na cmentarzu obok cerkwi leżą między innymi właściciele Krywe oraz Antonina Majsterek, która w 2011 zawarła ślub z ze Stanisławem i tworzyli dwuosobową liczbę mieszkańców Krywe. Powrót jest bardzo przyjemny, tym razem łąkami, by wrócić na główną, piaskową drogę. Na parkingu spotkaliśmy grupę ludzi z dziećmi i przekazaliśmy informacje o szlaku.
Trasa obliczona jest na jakieś 2,5 h. z czego 1.5 h. na dotarcie do cerkwi. Powrót do kwatery wiódł, jak zawsze przez Cisnę i "Siekierezadę". Oj, smacznie i zdrowo.
   Przy kolacyjce, delektowaniu się piwkiem i widokiem na Smerek w zachodzącym Słońcu podjęliśmy decyzję o wejściu na Chatkę Puchatka w porze wschodu Słońca czyli 6.41. Oznaczało to pobudkę ok. 5 rano. Decyzja ostateczna.
  Wstaliśmy zgodnie z planem, zapakowani wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do parkingu Berehy Górne, mając jakieś 12 km, skąd żółty szlak prowadził na szczyt. Wokół rozciągała się bardzo gęsta mgła, miejscami wyżej, a miejscami otaczała nas. Kiedy dotarliśmy na miejsce - ok. 5.50, jeszcze było ciemno. Wyruszyliśmy od razu pod górę - "schronisko Chatka Puchatka".
Wschód Słońca 9 października 6.41
Podejście niemal od początku jest strome i nie należy do łatwych. W lesie panował półmrok, ale z minuty na minutę widoczność poprawiała się. Kiedy wyłoniliśmy się z lasu, nie widać było jeszcze schroniska. ale już za chwilę, idąc krętą drogą, można było zauważyć dach. Była godzina 6.38, kiedy podchodziliśmy do schroniska i ujrzeliśmy... no jakieś 20 osób, w tym dwie pary młode z fotografami. Punkt widokowy i nagle przecudowny widok wstającego Słońca. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Spędziliśmy na górze prawie godzinę, obserwując wschód i budzących się w schronisku gospodarzy oraz turystów.
  Zejście po takich przeżyciach to czysta przyjemność, a piękne kolory jesienne lasu dodają uroku. W połowie drogi, w niemal kompletnej ciszy usłyszeliśmy nagle, jakieś 50 metrów od nas, hałas. Naszym zdumionym i zaskoczonym oczom ukazał się młody jelonek lub sarna, która spokojnie skubała liście i grzebała w ziemi. Robiliśmy zdjęcia i filmy, ale nie robiła sobie z tego nic. W końcu to ona jest tutaj gospodarzem, a my gośćmi. Fantastyczna przygoda. Szlak na schronisko obliczona jest na 1 h., a zejście na 45 minut, ale jak widać przy dobrej kondycji trasę do góry można pokonać w ok. 40 minut. Przed 9 byliśmy już na kwaterze i po śniadanku wyruszyliśmy do Włocławka.
  Niesamowity wyjazd, niesamowite przeżycia - Bieszczady.

Podejście pod Smerek

Ze Smereka 

Ze Smereka

Jeleń w dolinie Krywe

Szlak do ruin cerkwi

Wschód Słońca

Widok z Chatki Puchatka


Zaskakujące spotkanie

Na retorcie

Share this:

CONVERSATION