Czwarty raz Bieszczady

Sierpniowe Bieszczady 2015 roku.

  "Zabieszczaduj dzisiaj z nami, niech pokłonią Ci się połoniny, zabieszczaduj razem z aniołami, lot swój kieruj do Górnej Wetliny. Zabieszczaduj znowu z nami, tutaj czas anielsko płynie, każdy potok gada z aniołami, o bieszczadzkiej wspomina krainie."

  W 2015 roku zorganizowałem wyjazd w Bieszczady z zamiarem udziału w koncertach "Rozsypaniec", który odbywa się co roku w sierpniowy, długi weekend, rezerwując oczywiście wcześniej bilety.
  Z Włocławka wyjechaliśmy w piątkę 12 sierpnia rano, a przed nami do przejechania było ponad 580 km. Mimo że odległość robi wrażenie, ok. 17 dotarliśmy na miejsce - nasze ukochane Ustrzyki Górne.
  Miejscem zakwaterowania tym razem był Biały Hotelik, a'la schronisko, niestety większość znanych nam miejsc była już zarezerwowana. Hotelik to czyste, schludne miejsce z wspólnymi łazienkami, toaletami,lodówką i kuchnią. Dla nas nie robi to różnicy, przypomniały się za to czasy rajdów, zlotów, akademika. Jedyny mankament to bardzo cienkie ściany, co powodowało, że nie mogliśmy wieczorem pograć i pośpiewać naszego ulubionego SDM.
  Wieczorem wybraliśmy się na spacer po Ustrzykach, gdzie zawsze można natknąć się na fajnych ludzi czy wydarzenie. Jak zwykle nie zawiedliśmy się, gdyż w legendarnym schronisku Kremenaros (Pulpit), który znajdował się w okresie przekształceń,  odbywał się koncert nieznanej nam kapeli, grającej muzykę lekkiego rocka.

Koncert w Kremenaros
Zabawa przednia, jak to na koncercie na żywo.
Deszcz meteorytów
A po koncercie byliśmy świadkami najpiękniejszego deszczu meteorytów, o którym mówiło się od dawna. Wyposażeni w śpiwory i kołdry położyliśmy się na drodze - tak, w Ustrzykach można - i oglądaliśmy z zachwytem, w pełnej ciemności, pozaziemskie zjawiska. Być w takim czasie w Bieszczadach to się nazywa szczęście.

  13 sierpnia po śniadaniu ok. 9.30 wyjechaliśmy do Cisnej, aby rozkoszować się poranną atmosferą "Siekierezady", poczytać słynne menu i opowiadania bieszczadników, a także odświeżyć nasz znak firmowy, zostawiony na stoliku rok temu. Lejący się z nieba żar zmusił nas do ochłodzenia w Solince, która leniwie płynie przez Cisnę, co zresztą robiło więcej osób.
W Siekierezadzie
Na Solince w Cisnej
  Zjedliśmy w Cisnej obiad i wróciliśmy do kwatery. W planach mieliśmy powrót do Cisnej na spotkanie z bieszczadzkim bardem i poetą Adamem Ziemianinem, ale wspólnie podjęliśmy decyzję, że zostaniemy w Ustrzykach. Wieczór spędziliśmy przy ulubionych grach karcianych.

  Następnego dnia po śniadaniu ok 9 wyjechaliśmy do Wołosatego, oddalonego o 6 km, zaparkowaliśmy auto, wykupiliśmy bilety do parku, a naszym celem była pętla biegnąca przez Rozsypaniec, Halicz, Tarnicę i powrót do Wołosatego.
  Początkowo asfaltówka, bardzo łagodna, nie pozwalała nam ukryć się przed słońcem, które grzało niezwykle mocno. Po kilku kilometrach nareszcie las, szum potoku Wołosatka i podejścia bardziej strome. Na Przełęczy Bukowskiej odpoczywaliśmy w wiacie i podziwialiśmy pierwszą w Polsce toaletę typu alpejskiego, suchą, tzw. ekologiczną.
Halicz
Od tego momentu mamy piękne widoki, a po kilku dość stromych wejściach dotarliśmy na Rozsypaniec (1280 m), gdzie podziwialiśmy tzw wychodnie skalne. Schodzimy w dół, aby za chwilę rozpocząć wspinaczkę na Halicz (1333 m.), który osiągamy po kilkunastu minutach. Robimy krótki odpoczynek przy krzyżu metalowym, importowanym z Tarnicy. Rozkoszujemy się cudownym krajobrazem - Bukowe Berdo, Krzemień, Wielka Rawka i Tarnica. Niektórzy z nas, na informację, że następny punkt naszej wędrówki to daleka Tarnica pukają się w czoło. Schodząc z Halicza obserwujemy coraz większe zagęszczenie turystyczne, co przy wąskiej ścieżce, powoduje problem mijania. Jednak większość turystów wie jak się w takich sytuacjach zachować, a pozdrawianie siebie budzi sympatię. Z daleka widać Przełęcz Goprowską, którą osiągamy po pół godzinie. Po prawej stronie schody na Krzemień i Bukowe (zgroza !), a my podchodzimy na przełęcz pod Tarnicą. W asyście rzeszy turystów, schodami, wchodzimy na najwyższy szczyt Bieszczad (1346 m.)
Tarnica
Krótko odpoczywamy,wymieniamy się z młodymi ludźmi informacjami, co ciekawego w Bieszczadach i rozpoczynamy zejście do Wołosatego. Ogólnie cała trasa nie należy do łatwych, szczególnie z powodu długości, bo jak obliczyliśmy, przeszliśmy ok 25 km. Ale satysfakcja murowana.

  Po powrocie do kwatery zjedliśmy obiad, odpoczęliśmy i wyjechaliśmy do Dołżycy, gdzie odbywał się na polanie przy karczmie "Skup Runa Leśnego" koncert Rozsypaniec. Wykorzystując wolny czas obeszliśmy targowisko przy karczmie, a koncert zespołów "Chwila Nieuwagi" i "U Studni" dał nam wspaniałą ucztę duchową. Mieliśmy zaszczyt wypić piwo u boku Rysia Żarowskiego i Wojtka Czemplika.
Koncert U Studni
Swoje wiersze z werwą recytował, bardzo skromny jak zawsze, Adam Ziemianin. Wróciliśmy późnym wieczorem i zasnęliśmy jak aniołki.





Ostatniego dnia naszej bieszczadzkiej wyprawy - 15 sierpnia, po śniadaniu,  wyruszyliśmy czerwonym szlakiem z Ustrzyk na Połoninę Caryńską (1297 m.). Trasa jest bardzo przyjemna, nie ma ostrych podejść, a grzbiet rozciągający się na długości 4 km. przynosi wspaniałe widoki.
Połonina Caryńska
Na szczycie mieliśmy okazję zobaczyć Rawki, Dwernik, Otryt i Połoninę Wetlińską. Szybka decyzja i Anka zbiegła dosłownie na Przełęcz Wyżniańską, a my spokojnie schodziliśmy zastanawiając się, czy uda się  misterny plan. Na parkingu na przełęczy Anki nie nie było, a za kilkanaście minut podjechało nasze auto. Anka pojechała stopem do Ustrzyk, wsiadła w nasze auto i w ten sposób oszczędziliśmy sporo czasu.

  Pojechaliśmy do Cisnej, zjedliśmy obiad i załapaliśmy się na przejazd kultową wąskotorówką. W czasie podróży nastąpiło oberwanie chmury, a ulewa towarzyszyła nam aż do samej stacji Przysłup.
Przystanek kolejki Przysłup

  Tak nagle jak przyszła, tak szybko ulewa minęła, a wysoka temperatura sprawiła parowanie ziemi i ciekawe widoki.
Koncert w Dołżycy
  Wieczorem wyjechaliśmy do Dołżycy na drugą część koncertu, na którym wystepowali Kuba Blokesz, Robert Kasprzycki Trio i Disperates. Nam do gustu przypadły glosy Kuby i zespołu Disperate. Lans Roberta Kasprzyckiego doprowadził nas do bólu brzucha, a jak się okazało, takich jak my było więcej. Późną nocą wróciliśmy do naszego noclegu, a perspektywa wyjazdu do domu szybko nas uśpiła.

  16 sierpnia po śniadaniu podziękowaliśmy właścicielom Hoteliku za pobyt i po 8 wyjechaliśmy do Włocławka. Ten wyjazd był bardzo udany, z uśmiechem i radością wracaliśmy, wiedząc, że za rok Bieszczady będą na nas czekały.

W Siekerezadzie
Solinka



Wołosate-Halicz-Tarnica-Wołosate

Relaks

Na szlaku

Na koncercie

Na szlaku

Na szlaku

Na szlaku
Z kolejki po deszczu

Share this:

CONVERSATION