Bieszczady drugie

Majówka w Bieszczadach 2013 roku.

  "Zabieszczaduj dzisiaj z nami, niech pokłonią Ci się połoniny, zabieszczaduj razem z aniołami, lot swój kieruj do Górnej Wetliny. Zabieszczaduj znowu z nami, tutaj czas anielsko płynie, każdy potok gada z aniołami, o bieszczadzkiej wspomina krainie."

  Drugi wyjazd w Bieszczady to przede wszystkim standardowe trasy bieszczadzkie, ale i również nietypowe wyzwania. Ponieważ majówka była dłuższa, pozwoliło mi to na przygotowanie 4 tras na cztery dni. Pojechało razem ze mną 11 osób i mimo wielu chwil zmęczenia zawahania, wszyscy dali radę. Wielkie uznanie dla wszystkich. Z Włocławka wyjechaliśmy 30 kwietnia ok. 9 rano, a przed nami do przejechania było około 600 km.

Dowód sukcesów pani Tereski
  Do miejsca zakwaterowania dotarliśmy wieczorną porą. Gospodarstwo agroturystyczne "Noclegi z żarełkiem" w Ustrzykach Górnych to cudowna kwatera. W pensjonacie prowadzonym przez panią Tereskę Paraniak są różnorodne pokoje, ogólnodostępne łazienki, jest czysto i cicho. Pensjonat usytuowany jest tuż obok strażnicy granicznej, a Ustrzyki zamieszkuje kilkadziesiąt osób. Przepiękne widoki na Połoninę Caryńską rankiem, miejsce na grilla i ognisko, ale to co wyróżnia panią Tereskę to potrawy. W ciemno mogę wszystkim polecać kuchnię pani Tereski:
knysze, kotlety, gołąbki, wymieniać mógłbym długo, a podane przez przesympatyczną córkę, dziś pewnie dorosłą kobietę, a wtedy jeszcze kilkunastoletniego podlotka. O nocleg u pani Tereski pytajcie rok przed wyjazdem.
  1 maja po śniadanku po 8 wyjechaliśmy na Przełęcz Wyżniańską, do której z Ustrzyk jest jakieś 5 km. Rozpoczęliśmy trasę z Przełęczy Wyżniańskiej(855 m) na Małą Rawkę (1267 m), Wielką Rawkę (1307 m) i Kremenaros (1208 m). Wejście liczone jest na ok. 4 godziny i to jest taki czas rzeczywisty, gdzie bez pośpiechu można zaliczać poszczególne etapy trasy. Początkowo wiedzie łagodnie, po tzw. wypłaszczeniach, dopiero później podejście pod Małą Rawkę pozwala odczuć góry.
Start na Rawki
Na szlaku 
Na stokach oczywiście śnieg i wielu turystów, ponieważ jest to jedna z częściej uczęszczanych tras. W zasadzie zdecydowana większość trasy wiedzie przez otwarte przestrzenie, co pozwala na oglądanie cudownych Bieszczad. Z Wielkiej Rawki idziemy wzdłuż granicy polsko-ukraińskiej na Kremenaros, znany również jako Krzemieniec. Kremenaros to styk granicy polsko-ukraińsko-słowackiej. Na Kremenarosie, a w zasadzie przy słupie symbolizującym granicę odpoczywa mnóstwo ludzi, wyciągają kocherek, gotują obiadek, herbatę, jak w domu.
  Droga powrotna początkowo pod górę, ale z Rawki wędrowanie to przyjemność dla ciała, a przede wszystkim dla ducha, bo jest co oglądać: Smerek, Połonina Wetlińska, Połonina Caryńska.
  Po powrocie do kwatery czekała na nas wspaniała uczta dla podniebienia od pani Tereski, a my będąc pod wrażeniem wspaniałych widoków śpiewaliśmy wspólnie znane i nieznane piosenki razem z nią, jej przyjaciółką oraz parą młodych bieszczadników.
  Następnego dnia po śniadaniu ok 8.30 wyjechaliśmy do Wołosate, wioski oddalonej o 8 km i najpierw... stanęliśmy w kolejce po bilety do parku. Naszym celem była Tarnica (1346 m), jedna z koron Gór Polskich.
Tarnica
Wędrówka na najwyższy szczyt Bieszczad przypomina w majówkę chodzenie po centrum handlowym w dużym mieście w niedzielę. Ogromna rzesza ludzi w różnym wieku, różnie przygotowanych do wędrowania, dla których celem jest zaliczenie. Większość drogi wiedzie lasem, bardzo przyjemnym, bez stromych podejść, dopiero wyjście na odkrytą przełęcz pokazuje nam jakie ilości turystów szło z nami. Podejście pod szczyt jest strome, jednak dziś mamy ułatwienie w postaci schodów. Czekamy na windę...
Na Małej Tarniczce ogromna rzesza ludzi, którzy zeszli lub wchodzili na Bukowe, zeszli lub wchodzili na Halicz, tutaj krzyżuje się sporo szlaków. Na Tarnicy krzyż metalowy, dużo ludzi, bardzo silny, porwisty wiatr i cudowna panorama Bieszczad. Tego opisać się nie da, to trzeba przeżyć samemu.
  Schodząc z Tarnicy usłyszałem dwa kapitalne teksty od dzieci idących pod górę: "tato, dlaczego w górach jest zawsze pod górę" i "tato, czy nie mogli tego szczytu tutaj postawić". Szlakowskazy dają czas wejścia ok. 3 godzin, a zejścia 1,5 godziny i przy dużym natężeniu ruch trzeba liczyć się z tymi wskazaniami.
  Zgodnie z planem pojechaliśmy do Cisnej, oddalonej od Wołosatego o ok. 45 km.
Siekierezada
Być w Bieszczadach i nie wejść do "Siekierezady" ? No nie mogliśmy sobie tego darować, tym bardziej, że niektórzy zawitali tutaj pierwszy raz. I zakochali się w tym miejscu, podobnie jak my. Było po 17, więc knajpa pełna była ludzi, ale udało się wygospodarować stolik i poczytać teksty z Rajem dla Adama i Ewy na czele.
  Po zasłużonym odpoczynku w Siekierce ruszyliśmy do Ustrzyk wiedząc, że czeka na nas wspaniała kolacja. Oczywiście nie zawiedliśmy się. I tutaj muszę pozwolić sobie na dygresję z anegdotą. Teren Bieszczad nie należał do bogatych, więc podstawą potraw była kasza. I pani Tereska przygotowywała fantastyczne kotlety, gołąbki, ale z kaszy. Tego wieczoru pani Tereska usłyszała od jednego z bardziej mięsożernych naszych przyjaciół:  "Pani Teresko, gotuje pani pierwszorzędnie, cudownie, ale czy będzie coś z mięsa?". Na co pani Tereska "Nooooo dooooobra, zrobię Wam jutro schabowe". Cudowna kobieta. Ten wieczór był znów pełen śpiewów i wspomnień i trwał
do późnej nocki.
  3 maja po śniadaniu ruszyliśmy do Wetliny, oddalonej o 19 km., gdzie ok. 9 zameldowaliśmy się na początku szlaku prowadzącego przez Przełęcz Orłowicza (1075 m) na Smerek (1222 m), a potem Połoninę Wetlińską. Zaparkowaliśmy auto na parkingu i już mieliśmy ruszyć w drogę, kiedy zerknęliśmy, że w barze jest parasol Kasztelana. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że właściciel ma zimnego Kasztelana niepasteryzowanego z kija. No, nie mogliśmy przegapić takiej okazji, a z ciekawości dowiedzieliśmy się, że żona właściciela jeździła do Ciechocinka, a kiedy mąż pojechał z nią i zasmakował Kasztelana, zapragnął mieć je w swoim barze. Dzisiaj to norma, ale w 2013 roku?
Połonina
  Wejście na przełęcz to droga w lesie, kilka mocnych podejść, które dają mniej wytrawnym turystom w kość. Ale wyjście na przełęcz otwiera piękne widoki, na ławkach można sobie odpocząć i poczuć pierwsze porywy silnego wiatru. Stąd rozciąga się droga na Smerek, a w drugą stronę na połoninę.
Na Smereku
Wejście na Smerek należy do łatwych, choć jest kilka miejsc kamienistych, gdzie trzeba zachować ostrożność, szczególnie mijając się ze schodzącymi. Na grzbiecie Smereka ławeczki i krzyż metalowy, taki sam jak na Tarnicy i bardzo silny wiatr, dający schłodzenie po wejściu przy wysokich temperaturach, jakie mieliśmy. Panorama Bieszczad ze szczytu fantastyczna - można patrzeć i patrzeć. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy w drogę powrotną, aby wejść na Połoninę Wetlińską, a tam wspaniałe widoki przełęczy i szczytów. Wąskie przejścia sprawiały kłopoty przy mijaniu, stąd więcej odpoczywaliśmy leżąc i podziwiając, a nawet rzucaliśmy się śnieżkami. Na całą trasę zdecydował się Mariusz, a my wróciliśmy do przełęczy, skąd rozpoczęliśmy marsz do Wetliny. Czas wejścia, jaki wskazują szlaki, to ok. 2,5 godziny, ale warto naprawdę poświęcić więcej, z Połoniną Wetlińską, czyli jakieś 4,5 godziny.
  Powrót do Ustrzyk Górnych późnym wieczorem i smaczna, jak zwykle, obiadokolacja, tym razem mięsna, upłynęły w dyskusjach na tematy Bieszczad, zalet tych gór i sposobów pozostania takimi jakie są.
W drodze na Bukowe
  Ostatniego dnia naszej wyprawy - 4 maja, po śniadaniu wyjechaliśmy ok 9 do miejscowości Muczne, mając do pokonania jakieś 30 km. Muczne to w okresie PRL miejscówka dla "czerwonych" towarzyszy, którzy polowali w tych lasach i pomieszkiwali tu lub w Arłamowie. Dzisiaj hotel, wiele pensjonatów i restauracja z bardzo smacznymi posiłkami oraz nalewkami. Przed 10  rozpoczęliśmy wejście na Bukowe Berdo (1311 m). Wejście należy do przyjemnych, tylko miejscami męczących,  początkowo lasem. Atrakcją dla nas było to, że wreszcie nie ma tłoku, po drodze nikogo. Pogoda zaczynała nas niepokoić, gdyż pojawiła się mgła. Końcowe podejście pod pierwszą kulminację Bukowego (1201 m) jest strome, do tego jeszcze utrudniał wspinanie śnieg, czasem dość głęboki.
 Tutaj byliśmy już poza strefą lasu i powinniśmy widzieć przynajmniej Muczne. Spotkaliśmy turystów, którzy zapowiedzieli, że niskie chmury powodują zerową widoczność na Bukowym, co zapowiadał brak widoczności już tutaj. Wspólnie, przy nieskrywanej radości części osób, podjęliśmy decyzję o zejściu. Nie będę podawał orientacyjnego czasu, ponieważ całej trasy nie zrobiliśmy. Bukowe Berdo wraz z Krzemieniem zaliczyłem jesienią 2016 roku.
  Z Mucznego ruszyliśmy do Tarnawy Niżnej, oddalonej o 6 km., aby wejść na punkt widokowy zwany "dziewiętnastką". Zaparkowaliśmy auta ok 13, nieopodal filarów dawnego mostu kolejki wąskotorowej. W ogóle mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na końcu Świata. Tarnawa liczy kilkunastu mieszkańców, a spacerując na punkt widokowy wzdłuż Sanu mijaliśmy ślady robót, prawdopodobnie wzmacniających brzegi.
Tarnawa Niżna
 Sam punkt nie powala na kolana, ale dzięki mapce na tablicy można zorientować się, jakie szczyty są widoczne. Z humorem i wypoczęci wyjechaliśmy w kierunku Mucznego.

  Mając zapas czasowy skorzystaliśmy z okazji i weszliśmy do zagrody żubrów. Z tarasu widokowego podziwialiśmy te dostojne zwierzęta, ciesząc się, że nie zostały przez człowieka unicestwione.
Retorty koło Muczne

Jadąc drogą z Mucznego mijaliśmy kilka retor wypalających węgiel drzewny. Retorty działały, dlatego Jarek wyszedł zrobić zdjęcia. Został zbesztany przez pracownika retort, który myślał, o tym nam powiedział później, że zrobimy mu zdjęcie i wrzucimy na Facebook'a, z podpisem "Dziad bieszczadzki". Kiedy wyjaśniliśmy mu, że nie to było naszą intencją, zaczął opowiadać w jaki sposób wypalane jest drzewo. Bardzo pouczająca lekcja, zupełnie przypadkowa. Od 2016 roku jest tam tzw. skansen, który ma pokazać jak wyglądała praca przy retortach. Nam udało się zobaczyć na żywo.
Smolnik
   Ponieważ mieliśmy dopiero godzinę 15, postanowiliśmy podjechać do cerkwi w Smolniku, 10 km. od wypaleniska węgla drzewnego. Nie zawiedliśmy się, ponieważ cerkiew Św. Michała Archanioła należy do jedynej w Bieszczadach i jednej z trzech w Polsce zbudowanej w stylu bojkowskim, czyli archaicznym. Historia cerkwi to koniec XVI wieku, ale spalona, swój obecny kształt ma z końca XVIII wieku. Na początku II Rzeczpospolitej odnowiono ją, ale dach pokryto blachą. Dopiero w 1969 roku położono gont, a następnie została przejęta przez kościół rzymskokatolicki i tak jest do dzisiaj. Przepiękne polichromia z XVIII wieku chronione są od czerwca 2013 roku przez Unesco, o czym już wtedy dowiedzieliśmy się podczas zwiedzania. Bardzo zachęcam do zobaczenia tego miejsca.
  Do kwatery w Ustrzykach wróciliśmy dość wcześnie, co pozwoliło nam pospacerować po wiosce, napić się piwka i spakować do wyjazdu. Przy kolacji naturalną rzeczą wspominaliśmy udany wyjazd, porażkę z Bukowym Berdo również, co dało nam wspólnie jeden cel - jeszcze tu wrócimy!!!
Z Tereską

  5 maja po śniadaniu podziękowaliśmy pani Teresce za pobyt, ciężko było nam się rozstać, ale przed 9 wyjechaliśmy do Włocławka.


Na Rawkach
Na szlaku

Kremenaros

Na Tarnicę

Tarnica
Na Bukowe

Idący na Tarnicę

Odpoczynek w drodze na Rawki

Siekierezada

Bar w Siekierce

Przepis na Krupnik pani Tereski

Na szlaku

Zejście z Tarnicy

Z Bukowego

Zimowo w maju

Na Tarnicę

Las na Bukowe
Na szlaku




Na Bukowe

Most w Tarnawie Niżnej

Retorta

Żubry

W cerkwi w Smolniku

Share this:

CONVERSATION