Majówka na południowym Podlasiu.

Majówka na południowym Podlasiu.

  Przyznam szczerze, że wycieczka na Podlasie była moim marzeniem i planowałem ją od dłuższego czasu. Zdecydowałem się jednak podzielić zwiedzanie tego cudownego terenu na Podlasie południowe, a kolejny wyjazd zorganizowany zostanie na północne tereny Podlasia.


Z Góry Zamkowej
 Wyjechaliśmy 29 kwietnia w sobotę dwoma busami z Włocławka ok. 10 rano, pełni zapału, werwy i ciekawi tego gdzie będziemy mieszkać i co zobaczymy. Podróż, licząca 370 km (Płock, Wyszogród, Wyszków, Siedlce), minęła szybko i zameldowaliśmy się w gospodarstwie agroturystycznym "Zakątek Szelest" w miejscowości Rossosz ok. 16. Czekała na nas pani Ania Gdula - wspaniała, ciepła osoba, która cudownie przygotowała dom na przyjęcie 15 osób, mimo że pierwotnie jest przygotowany na 11 osób.        
Nasza kwatera
Wszyscy zadowoleni rozgościli się w przytulnych pokojach, a na zewnątrz.... staw, winnica, rzeka, mnóstwo zieleni, kapitalne grillowisko, plac zabaw dla dzieci i dumny, chodzący po ogródku paw. Nic więcej do szczęścia nie potrzeba. 100 metrów od naszej kwatery mieszkała pani Ania i jej siostra, która gościła nas na posiłkach. Ale jak gościła? Królewskie dania, smaczne, urozmaicone, wspaniale przygotowane i obfite. No same superlatywy. A co za konfitury wiśniowe, malinowe, twarożek, ślinka cieknie na samo wspomnienie. Gorąco polecam !!!
  Oczywiście wieczór spędziliśmy na wesoło, z gitarą, opowieściami, grą w karty, a towarzyszył nam Bazyl - czarny labrador, który stał się naszym wiernym towarzyszem. Oprócz Bazyla trzeba wspomnieć jego brata bliźniaka Lemona i kundelka Drucika. Te jednak nie przywiązały się tak do nas jak Bazyl.

  30 kwietnia w niedzielę po śniadaniu o 9.40 wyjechaliśmy w kierunku wsi Kobylany, tj. jakieś 45 km w kierunku Terespola. Dość łatwo znaleźliśmy pierwszy element Twierdzy Brzeskiej - Fort K.
Przy Forcie K
Twierdza powstała decyzją cara po powstaniu listopadowym i była ważnym miejscem obrony w kampanii wrześniowej 1939 roku, a następnie obrosła legendą obrony Sowietów przed armią hitlerowską w 1941 r. Fort K obecnie nie stanowi może dużej atrakcji, jest na jego terenie strzelnica wojskowa, ale kilka fortyfikacji i umocnień schowanych w lesie można zobaczyć.


  8 km dalej w kierunku wsi Lebiedziew znajduje się drugi element brzeski - Fort VI. Znaleźliśmy go dzięki jednemu z gospodarzy, który poinstruował nas, że mimo iż fort jest ogrodzony to można go spokojnie zwiedzać. Rzeczywiście, łatwo sforsowaliśmy bramę i weszliśmy na jego teren. Fortyfikacje są dobrze zachowane, mury i ich grubość robią wrażenie, a do wnętrza można swobodnie wchodzić.Umocnienia ziemne są nienaruszone, widać elementy mocowania dział i wzmocnienia stropów.
W Forcie VI








  O 12 wyjechaliśmy do miejscowości Kostomłoty, oddalonej o 17 km, ale po dotarciu okazało się, że trwa jeszcze msza w cerkwi i zdecydowaliśmy na przejazd 5 km dalej do miejscowości Kodeń, gdzie znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Wykorzystaliśmy czas przed zwiedzaniem na lekki obiadek w "jadłodajni", której wnętrza, uwierzcie mi, pozazdrościłaby niejedna restauracja.

  Po 13 weszliśmy na teren świątyni.
Mapa Sanktuarium w Kodeń
Sanktuarium powstało na dawnych terenach zamkowych rodu Sapiehów z XVI wieku, który przejęli księża w 1918 roku. Najcenniejszym skarbem jest przepiękny obraz Matki Bożej, który wisiał w kaplicy papieskiej, a następnie trafił na Podlasie, a znajduje się w kościele św. Anny. Kościół powstał w XVI wieku i przechodził szereg zniszczeń i przemian, był m.in. cerkwią. Z obrazem wiąże się cała moc historii, które mogą posłużyć za dobry film sensacyjny. Teren sanktuarium jest dość rozległy i wymaga sporo czasu na obejrzenie i przejście wszystkich ścieżek.

  Po 15 dotarliśmy do wsi Kostomłoty i weszliśmy na teren Cerkwi św. Nikity Męczennika, która jest jedyną na Świecie parafią neounicką obrządku bizantyjsko- słowiańskiego.
Kostomłoty
Choć wybudowana w XVII wieku rzucał się w oczy bardzo gruntowny i dość drogi remont. Najpiękniejszą częścią świątyni jest ikonostas pochodzący z czasów budowy cerkwi, ze wspaniałą, ale wykonaną współcześnie polichromią. Dzięki sympatycznej pani przewodnik dowiedzieliśmy się, że idea neounii ma swoje początki w Polsce po 1918 roku, a obecnie obrządek ten wyznaje 300 mieszkańców wsi Kostomłoty. Ciekawostką jest to, że św. Nikitę czczą zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie kościoła. Sympatyczna rozmowa z proboszczem i zakupy w sklepiku umiliły nam chwile wolnego czasu.

  Ok 16 wyjechaliśmy do Jabłecznej, tj 20 km na południe i dotarliśmy na teren monastyru św. Onufrego, czyli klasztoru prawosławnego stauropigialnego. Klasztor istnieje od XV wieku w miejscu gdzie zatrzymała się płynąca Bugiem ikona św. Onufrego - to tylko część opowieści bardzo sympatycznego i asertywnego popa, naszego przewodnika. Wewnątrz znajdziemy wspaniale napisane ikony, szczególnie uwagę przykuwa ikona patrona, która zawiera wewnątrz relikwie św. Onufrego.
Monastyr
Skradziona w 1990 roku została odzyskana przez klasztor za cenny okup po 4 latach. Oczywiście wysokość okupu nie jest znana. Monastyr, mimo wielu prób likwidacji, zniszczeń i prób przekształcenia, pozostał prawosławny, a dzisiaj 10 braci zakonnych wypełnia tu swoją misję.
150 metrów za klasztorem, idąc polną drogą docieramy do granicy z Białorusią - wokół dzika przyroda i żywiołowy Bug. Urocze i warte zobaczenia miejsce.

  Wróciliśmy do naszej kwatery napełnieni wiarą, nadzieją, zachwyceni urokiem pięknych świątyń i wspaniałej podlaskiej przyrody. Obiadokolacja jak zwykle upłynęła smacznie przy śmiesznych historiach i wspomnieniach, a dalsza część wieczoru to super zabawa, zakończona degustacją gołąbków, którym nie daliśmy rady przy kolacji, pychota.

  W poniedziałek 1 maja wypadł nam pierwszy element zaplanowany zwiedzania - Izba Pamięci Bitwy pod Kockiem i miejsce spoczynku generała Kleeberga. Pracownicy po prostu wyjechali na rekonstrukcję historyczną i izba była zamknięta. Z tego powodu mogliśmy zjeść później śniadanko i dopiero ok 10.30 wyjechać do Radzynia Podlaskiego, mając do przejechania 45 km.
Pałac w Radzyniu Podlaskim
Ok. południa dotarliśmy na miejsce - zespół pałacowo-parkowy w Radzyniu Podlaskim , którego walory artystyczne porównywane są do Wilanowa czy pałacu Branickich w Białymstoku. Przy budowie pałacu z XVIII wieku zatrudnionych było wielu wybitnych architektów, sztukatorów i rzeźbiarzy, a pałac uchodzi za perłę rokoko w Polsce. Według informacji przewodnickiej od 1980 prowadzona jest renowacja obiektu, która według nas idzie bardzo żółwim tempem. Niestety nasze wrażenie zepsuł obecny wygląd zniszczonych elewacji, zaniedbane okna i drzwi oraz nawierzchnia. Na dzisiaj widać jedynie odrestaurowane rzeźby bogów, herosów i inne. Pałac jest siedzibą wielu instytucji społeczno - edukacyjno - kulturalnych.

  Przed 13 wyjeżdżamy do Kąkolewnicy, oddalonej od Radzynia o 20 km. W lesie, kierując się wskazówkami na drzewach - uroczysko Baran, docieramy do miejsca pamięci zwanym "Małym Katyniem".
Mały Katyń
Napis "Ziemia Milczy Drzewa Pamiętają" nad kamiennym ołtarzem i liczne tabliczki z nazwiskami pomordowanych, bardzo młodych chłopców, robią niesamowite wrażenie. W Kąkolewnicy stacjonowały od jesieni 1944 r. do lutego 1945 r. sztab II Armii WP,  Sąd Wojskowy, agendy GRU, a niedaleko znajdowały się dwa obozy NKWD. Torturowano, więziono, głodzono i mordowano w tym miejscu tysiące żołnierzy AK, WiN, BCh, dezerterów, wszystkich przeciwników komunistycznej władzy. Czuć w tym miejscu niesamowite emocje, ciarki po plecach, gdy czyta się imiona i wiek zamordowanych. Cieszę się, że pamiętamy o tych, których chciano za wszelką cenę wymazać z pamięci i historii.

  O 14 wyjechaliśmy do miejscowości Studzianka, oddalonej o ponad 60 km. Postanowiliśmy jednak wspólnie zjeść mały obiadek, nikt nas nie gonił. Traf chciał, że Studzianka leży niedaleko Łomaz, a stamtąd najbliżej mieliśmy do naszego Rossosza i "Zjazdu Szeleścianka", oddalonego od naszego domu o jakieś 600 m. Tego obiadu nikt z nas nie zapomni. Szefowa, na moje słowa o zamówieniu dla 15 osób, odpowiedziała dosłownie:  "Cooooo, to ja Was chyba nie obsłużę. Mam babcię w kuchni, i w ogóle...". Chlebek w reklamówkach, flaczki, flaczki, flaczki, oj, wylałam, barszcz- mam, został z wczoraj - rozśmieszyły nas do łez. Mimo to pani zyskała naszą sympatię.
  Z Rossosza wyruszyliśmy przed 16 i bez trudu dojechaliśmy na miejsce - mizar, cmentarz tatarski w miejscowości Studzianka.
Cmentarz tatarski
To piękne miejsce jest pozostałością po parafii muzułmańskiej, śladem bytności ówczesnych Tatarów. Cmentarz jest nieczynny od II wojny światowej, a ostatni pochówek odbył się w 1940 roku. Ziemie te Tatarzy otrzymali za zasługi wojenne od króla Jana III Sobieskiego, a mizar usytuowany na uboczu, na pagórku, z półkolistymi kamieniami robi niesamowite wrażenie. Ostatnio mieszkańcy gminy zajęli się renowacją cmentarza, propagowaniem kultury i tematyki tatarskiej, a zajmuje się tym Stowarzyszenie Rozwoju Miejscowości Studzianka, wydając nawet własną gazetę. Jak zwykle najlepiej poinformowana była pani sprzedawczyni w miejscowym sklepie, gdzie otrzymaliśmy darmowe egzemplarze, a mało brakowało i trafilibyśmy do domu miejscowego gospodarza - pana Krzysztofa, na wyraźne jego zaproszenie.

  Ze Studzianki wyruszyliśmy do naszego domku, a po krótkiej toalecie i odpoczynku, czekała na nas fantastyczna obiadokolacja. Wieczór upłynął nam na zabawach z dziećmi i grach karcianych. Wędkarze, jak co dzień, udawali łowienie ryb, co i rusz jakieś przyśpiewki z gitarą umilały nam nocne wrażenia.

  We wtorek 2 maja po śniadaniu wyjechaliśmy o 9.30 do Białej Podlaskiej, odległej o 25 km. O 10.30 mieliśmy umówionego przewodnika na zwiedzanie Muzeum Południowego Podlasia, usytuowanego w okazałej rezydencji Radziwiłłów z XVII wieku. Zespół pałacowo-obronny z wałami ziemnymi i bastionami w stylu holenderskim dzisiaj przedstawia się z zewnątrz imponująco. W muzeum mogliśmy obejrzeć działy archeologiczny i etnograficzny Podlasia, jeden z najbogatszych w Polsce zbiór ikon, z których najstarsze napisane zostały w XVII wieku oraz malarstwo Bazylego Albiczuka, zwanego podlaskim Nikiforem. Najcenniejsze militaria to 6 luf armatnich rosyjskich wz. 1805 r. - jedyne w Polsce i dwie lufy moździerzowe wz. 1805 - dwie z pięciu w Polsce.
Muzeum Południowego Podlasia







  Częścią muzeum jest Muzeum Historii i Martyrologii, do którego trzeba dojechać jakiś kilometr, a które znajduje się w budynku siedziby gestapo w Białej Podlaskiej. Pan Barczyński, człowiek encyklopedia, opowiadał nam o historii miasta lat 1918-1945, ale wejść do cel nie mogliśmy. Z nieznanej przyczyny zacięła się kłódka i w żaden sposób nie mogliśmy otworzyć drzwi, aby zobaczyć jak wyglądały cele gestapowskie. Jest powód, aby wrócić do Białej Podlaskiej.

  O 12.30 wyjechaliśmy do Drohiczyna, do którego dzieliło nas ok. 70 km. Niestety do przeprawy promowej przez Bug dotarliśmy o 14, co uniemożliwiło nam atrakcję w postaci przepłynięcia promem, który ma przerwę między 13 a 15. Dla zainteresowanych prom pływa w dni bezdeszczowe w godzinach 10-13 i 15-20. Mogliśmy za to obejrzeć tę dziką rzekę oraz wzgórze z zespołem kościelnym i Górą Zamkową, na którą za chwilę mieliśmy się wspinać.
Prom przez Bug

  Po przejechaniu kilometra i zaparkowaniu auta udaliśmy się na Górę Zamkową w Drohiczynie. Gród obronny z zamkiem na wzgórzu funkcjonował już od XI wieku, a zachował się do czasów potopu szwedzkiego. Dało ono początek miastu, które wielokrotnie przeżywało wzloty i upadki, stanowiąc dość ważne miejsce na szlakach handlowych. Dzisiaj Góra Zamkowa to kapitalny widok na leniwie płynący Bug, jego ogromne zakole i rozciągającą się panoramę Podlasia. Wejście ułatwiają schody zabezpieczone poręczami. W dole doskonale widać bunkier "Linii Mołotowa" - jedno z fortyfikacji pasa umocnień wzdłuż granicy niemiecko - rosyjskiej wytyczonej paktem Ribbentrop-Mołotow, najdłuższy w Europie, bo rozciągał się od granicy polsko - rumuńskiej do Kłajpedy. Obok pole namiotowe z możliwością wypożyczenia kajaków, bardzo popularnych na Bugu. Ciekawostką jest to, że Drohiczyn jest miastem rodzinnym Daniela Olbrychskiego, a kręcił tu słynne filmy: "Kronika wypadków miłosnych" i "Panny z wilka" Andrzej Wajda.

  O 15 ruszyliśmy do ostatniego punktu zwiedzania - znanej na całym Świecie stadniny koni w Janowie Podlaskim, mając do przejechania 55 km. Pani przewodnik była bardzo wyrozumiała czekając na nas, trochę spóźnionych. Po 16 zaczęliśmy zwiedzanie i naprawdę było warto. Szczególnie polecam zwiedzanie z przewodnikiem, bo wtedy jest gwarancja, że zobaczymy wszystko.
Janów Podlaski
Byliśmy zachwyceni ogierami czystej krwi arabskiej ze stajni Czołowa. Te starsze 4-5 - letnie, stały przy kratkach i spokojnie dawały się głaskać. Te młodsze stały i z daleka patrzyły na zwiedzających. Jeden z ogierów cały czas wypinał język, rozbawiając nas, ale okazało się, że kilka dni wcześniej został tatusiem i okazywał w ten sposób swoją radość. Widzieliśmy tzw. porodówkę z klaczami, które czekały na poród lub były po porodzie, a z rozbawieniem oglądaliśmy klacze z małymi źrebakami, które dokarmiały się u mamy. Byliśmy na końskim cmentarzu, wybiegu dla ćwiczących ogierów i legendarnym miejscu aukcji koni arabskich. Wszystko opowiadane z humorem, przeplatane zagadkami dla dzieci, na które często odpowiadali dorośli i kawałami, nagrywanymi przez towarzyszących nam turystów. To naprawdę kolejny udany, bogaty we wrażenia dzień.

  Powrót do naszej kwatery zgraliśmy w sam raz z obiadokolacją, jak zwykle urozmaiconą i smakowitą. Wieczór ostatni zarezerwowany był na "Kicz Party", pomysł Agi i Justi. Impreza udała się znakomicie, a kreatywność i pomysłowość naszych przyjaciół okazała się jedyna w swoim rodzaju. Śmiechom nie było końca. Gitara, karaoke i urodzinowy tort z grilla dla Tomka ze świeczką, będziemy jeszcze długo wspominać i tylko wyjeżdżać żal.

  3 maja, w środę, obudził nas deszcz, który żegnał nas na Podlasiu. Śniadanie i pakowanie przebiegło bardzo sprawnie, a moja skromna osoba znalazła uznanie u właścicielki gospodarstwa i otrzymałem miód oraz wino własnego wyrobu. Pożegnanie to rzecz przykra, ale niestety nieodwołalna. Wyjechaliśmy po 10, a do Włocławka dotarliśmy ok. 16. Kilka dni później pani Ania przysłała sms, w którym dziękowała za pobyt i żal, bo Bazyl czekał w środę pod drzwiami do wieczora na nas, aż siostra musiała iść po niego. Tak samo my już tęsknimy za cudownym, uroczym i niezapomnianym Podlasiem południowym.
  Naprawdę warto tu przyjechać, nie tylko dla nasycenia oczu widokiem wspaniałych darów natury, obejrzenia cudownych miejsc kultu, ale również dla ludzi - otwartych, życzliwych, pomocnych, bez względu na to gdzie się zatrzymaliśmy, wszędzie otrzymaliśmy wskazówki, porady. Chciałoby się zaśpiewać: "jeszcze jest normalnie, jeszcze jest przepięknie..."

 
Zakątek Szelest
Nasz znajomy paw
Dla dzieci
Piękny teren wokół kwatery



Wejście do Fortu VI
Fort VI
Widok z Fortu VI
Kodeń
W Sanktuarium Kodeń
W cerkwi w Kostomłotach
Z proboszczem cerkwi


W monastyrze

Teren wokół cerkwi Kostomłoty
  

Ikonostas w monastyrze
Nad Bugiem



Kąkolewnica
Zespół pałacowo-parkowy w Radzyniu

Na cmentarzu tatarskim
Studzianka







Ikony

Z Góry Zamkowej
  

Nad Bugiem





Wejście na Górę Zamkową

Bug z Góry Zamkowej


W Janowie Podlaskim


Rodzina
Pieszczoty
Miejsce aukcji



Staw przy kwaterze






Budyń
Na wesoło

Razem
Dziewczyny z kicz-party
Karaoke


Kicz-party






,

Share this:

CONVERSATION