Wycieczki weekendowe - zachodniopomorskie.

Wycieczka w zachodniopomorskie.

  Wyjechaliśmy z Włocławka 14 października 2016 r. przed 10 i mieliśmy do pokonania ok 270 km. O 13 dotarliśmy do miejsca naszych noclegów - pensjonat "Republika Wyobraźni" w Mirosławcu. Miejsce niesamowite, niespotykane, zaskakujące. Ja z Agą znaliśmy je z pobytu 6 lat wcześniej, ale reszta uczestników z otwartymi ustami oglądała ten niecodzienny hotelik, w którym każda ściana, sufit, mebel są inne. Zachęcam do odwiedzenia tego miejsca lub wejścia na stronę internetową.

  Ok 13.30 wyjechaliśmy do Czaplinka, a po 30 km zaparkowaliśmy busa przed "Sławogrodem".

  Jest to rekonstrukcja warowni średniowiecznej, w której cały czas coś się dzieje. Zaczęła się nasza przygoda z czasami średniowiecznymi czyli: przebieraliśmy się za Mieszka i Dobrawę oraz wojów, wybijaliśmy monety, strzelaliśmy z łuku, graliśmy w kubby, wróżyliśmy, słuchaliśmy historii Templariuszy i graliśmy w kręgle.








Wszystko z humorem i pasją.

  Przed 16 ruszyliśmy do Starego Drawska, a po 5 km ukazały nam się ruiny zamku Drahim. Zamek wzniesiony został przez zakon joannitów w XIV wieku na przesmyku między dwoma jeziorami.


Obiekt przeszedł w prywatne ręce i stąd rekonstrukcja wnętrza zamku z ciekawymi miejscami tj. stragany, narzędzia tortur, zielarka, komnaty rycerskie, chałupy chłopskie. Z murów wspaniały widok na jezioro Drahim.


  Pod zamkiem znajduje się restauracja "Podzamcze", gdzie zjedliśmy smaczny i niedrogi obiadek. Wracając już wieczorem mieliśmy wielokrotnie okazje zobaczyć sarny, przebiegające przez jezdnię lub dostojnie czekające na przejazd naszego busa.



  Przyjechaliśmy do naszego hotelu, a po napaleniu w kominku, usiedliśmy w salonie i do późnej nocki rozmawialiśmy o wrażeniach z dzisiejszego dnia oraz tego co nas jeszcze czeka.

  Rano zjedliśmy śniadanko przygotowane przez obsługę hoteliku i o 10 wyjechaliśmy do oddalonego o 30 km Wałcza. Dojechaliśmy do końca ul. Południowej, gdzie czekał na nas przewodnik "Grupy Warownej Cegielnia". Skansen fortyfikacyjny w Wałczu jest unikalny na skalę europejską, ponieważ zachowany jest blok wejściowy i bojowy z trzema kopułami bojowymi i kopułą obserwacyjną.


Bunkier mimo wielokrotnych prób zniszczeń, wysadzeń, działalności złomiarzy itp zachował się w dość dobrym stanie. Jedynie drugi bunkier przez działalność odkrywkową kopalni piasku uległ osunięciu i wisi w całości na skarpie. Są tu wozy bojowe, działa, repliki i oryginały mundurów oraz broni. Opowieści młodego przewodnika pełnego pasji, wiedzy i chęci bardzo nam przypadły do gustu.

  Wyjeżdżając z Wałcza doszliśmy do porozumienia i lekkiego przesunięcia w planie. Wybraliśmy się do miejscowości Szczuczarz, gdzie mieliśmy rezerwację w "Zajeździe pod dzikiem". Obiad palce lizać, oczywiście większość skorzystała z okazji i konsumowała potrawy z dzika. Polecamy.

  O 15 wyjechaliśmy do miejscowości Tuczno, gdzie znajduje się zamek Wedlów.

Obecnie zamek stanowi centrum konferencyjno-szkoleniowe Architektów Polskich. Zamek pochodzi z XIV wieku, przebudowywany, wiele razy niszczony i spalony, został odbudowany w stylu renesansowym.



Oczywiście nam udało się wejść na teren parku, zresztą wspaniałego, w barwach jesieni prezentującego się uroczo. Niestety remont wnętrz spowodował, że do środka nie udało się nam dostać.



  Przed 16 wyruszyliśmy do Strzalin, gdzie po lekkim błądzeniu dotarliśmy do pozostałości fortyfikacyjnych "Grupa Warowna Góra Wisielcza". Tylko niewielka część tych fortyfikacji jest widoczna nad ziemią, kilkadziesiąt metrów w głąb ziemi znajdują się znaczna część kompleksu.

Niestety całość jest zabezpieczona i nie można wejść do środka, mimo że informacje przewodnickie były inne. Ciekawostką jest, że jest to czwarte miejsce w Polsce pod względem populacji zimujących nietoperzy.




  Zapadał już delikatny zmrok kiedy dotarliśmy do miejscowości Strączno i "Czarodziejskiej Górki". Miejsce jest dobrze oznakowane, blisko jest parking leśny, ale najważniejsze, że działa. Puszka Liptona z niesamowitą prędkością wtaczała się  pod górkę. Nie mogliśmy uwierzyć, ale tak się działo.

  Wieczorem po dotarciu do pensjonatu usiedliśmy do kolacji razem z właścicielem Danko i dyskutowaliśmy o tym domu, jego historii i teraźniejszości, a przy okazji Danko wypytywał o miejsca jakie zwiedzaliśmy.

  Po śniadanku, spakowaliśmy się i pożegnaliśmy z tym niespotykanym miejscem oraz gospodarzem i ruszyliśmy o 10 w stronę Borne-Sulinowo, mając do pokonania ok 50 km.

  Przed 11 dotarliśmy do Borne-Sulinowo i czekał na nas p. Andrzej Michalak - człowiek, bez którego oglądanie tej miejscowości byłoby bardzo ubogie. Pełen zapału, werwy, wiedzy i chęci działania, a do tego z inteligentnym humorem- taki przewodnik to unikat.


Zobaczyliśmy cmentarz żołnierzy radzieckich z pepeszą, kościół z dawnego radzieckiego kina, Dom oficera, domy Guderiana, Ewy Braun, Rommla, miejsca pamięci więźniów Oflag II D Gross Born, cmentarz leśny polskich żołnierzy, miasto-widmo Kłomino, schron bojowy z rzadkim zewnętrznym stanowiskiem dla obserwatora artylerii oraz jaz na rzece Piławie.



Na koniec zajechaliśmy do Izby pamięci p. Andrzeja, gdzie mogliśmy przebrać się w mundury, zobaczyć oryginalną broń, amunicję i inne unikatowe eksponaty. Naprawdę ogromna dawka historii, ale warta obejrzenia i poznania.





Dzięki sugestiom p. Andrzeja zrezygnowaliśmy z obiadu w słynnej "Caffe Sasza" i  zajechaliśmy na obiad do pensjonatu "Ania". Przywitała nas dwuosobowa kapela, która przygrywała nam do obiadu m.in. pieśni cygańskie, westernowe oraz hymn Borne-Sulinowo. Byliśmy pod dużym wrażeniem gościnności, otwartości tych ludzi i szczerze dziękujemy. Zapewne wrócimy tam jeszcze raz z ogromną przyjemnością.

Share this:

CONVERSATION