Majówka w Kotlinie Kłodzkiej

Majówka w Kotlinie Kłodzkiej - 2016 r.

  Majówka w Kotlinie Kłodzkiej to jedna z najbardziej ekscytujących i niezapomnianych wycieczek, jakie do tej pory odbyliśmy.
  Z Włocławka wyjechaliśmy 29 kwietnia po 15, a podróż mimo ponad 470 km minęła dość szybko i bez przeszkód. Zakwaterowanie w "Pensjonacie u Lissa" w miejscowości Łężyce k. Dusznik Zdroju znaliśmy z wcześniejszego wyjazdu narciarskiego. Pensjonat jest duży, ładnie usytuowany, pokoje czyste, schludne, a stołówka serwuje śniadania
i obiadokolacje smaczne i każdy znajdzie dla siebie coś dobrego.

poranek przed zwiedzaniem
  Po śniadaniu w sobotę przed 10 wyruszyliśmy do Złotego Stoku oddalonego ok 50 km od pensjonatu. O godzinie 11 mieliśmy rezerwację w "kopalni Złoty Stok". Przewodniczka oprowadza ok 1,5 godziny po kopalni, w której znajduje się moc atrakcji, m.in. narzędzia górnicze, laboratorium arszenku, skarbiec, zjeżdżalnia.


Pod koniec wycieczki w kopalni ogląda się z sentymentem, ale i zaskoczeniem wystawę tablic ostrzegawczych i informacyjnych - uśmialiśmy się czytając o majtkach czy też rolniku przed skupem. Wyprawie po kopalni towarzyszy Gnom - przystojny przyjemniaczek, a kończy się super jazdą tramwajem podziemnym, który wywozi turystów na powierzchnię.








Kapitalny nastrój po zwiedzaniu towarzyszył nam przy obiedzie, a dalsza część atrakcji zbliżała się wielkimi krokami. Obok kopalni, w lesie, znajduje się park linowy "Skalisko", którego główną atrakcją jest tyrolka o długości ponad 1 km. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba po prostu przeżyć. Przed tyrolką jest oczywiście szkolenie, a dostęp mają osoby powyżej 16 lat. Tylko Marta i Kasia zdecydowały odpuścić sobie, a my długo zapamiętamy te chwile, lecąc 30 m nad Ziemią.


Powrót do pensjonatu zamienił się w pełną humoru opowieść o wrażeniach z sobotnich wyczynów naszej grupy. 
  
  W niedzielny poranek 1 maja zjedliśmy śniadanie i pełni zapału ruszyliśmy do Nowej Rudy tj. ok 30 km, aby tam wejść do zabytkowej kopalni węgla kamiennego "Nowa Ruda". Zwiedzanie kopalni zaczęliśmy od wybrania sobie kasków ochronnych - uwaga na kolory, bo można niezłą fuchę sobie załatwić. 

  W kopalni przekonujemy się jak ciężka i niewdzięczna jest praca górnika. Można wszystkiego dotknąć, wejść do sanitarki, sprawdzić jak działa młot pneumatyczny, a także przeżyć wybuch metanu. Tutaj również turystom towarzyszy duszek, który w najmniej spodziewanych momentach się pojawia.
  Z Nowej Rudy pojechaliśmy obejrzeć okazałą "twierdzę Srebrna Góra".  Aby wejść na twierdzę trzeba pokonać wzniesienie, ale oglądanie części naziemnych, podziemnych, kazamat i pokaz wystrzału z muszkietu rekompensuje wszystko. O godzinie 12 było już sporo ludzi, obsługa jest jednak sprawna i nie czeka się długo na zwiedzanie. 
 Widok z twierdzy na koniec zwiedzania daje możliwość przy dobrej pogodzie zobaczenia masywu Śnieżnika, Gór Sowich, a nawet Gór Opawskich.




Obiadek zjedliśmy w restauracji - hoteliku, który jest przy drodze ze Srebrnej Góry na parking.


  Po obiedzie pojechaliśmy do Kłodzka, aby wejść do "twierdzy Kłodzko". Z całej twierdzy tylko 10% udostępnione jest do zwiedzania, ale naprawdę warto. Z bastionów obejrzeliśmy panoramę miasta, błądziliśmy w labiryntach,  a nawet zmówiliśmy Ojcze Nasz przy studni.
w oczekiwaniu na zwiedzanie









Z Kłodzka wróciliśmy szczęśliwi i uchachani do naszej kwatery w Łężycach.



  W poniedziałkowy poranek wyjechaliśmy już kilkanaście minut po 9. Kierunek to "rezerwat Błędne Skały". Oddalony od pensjonatu o 10 km rezerwat zdecydowaliśmy zwiedzić od rana, aby nie narazić się na stanie i czekanie w kolejce na wjazd. Jest parking dolny, gdzie zostawiając auto mamy ponad
4 km do rezerwatu, ale jest parking górny, przy samym rezerwacie. Jak trafna to była decyzja przekonaliśmy się zjeżdżając po wycieczce i patrząc
z politowaniem na kilometrowy korek aut.
  A rezerwat ? Uważam, że jest to jedno z ciekawszych i niepowtarzalnych miejsc w Polsce. Labirynty skalne, przeciskanie się między blokami skalnymi i widoki zapierające dech w piersiach - wrażenie i pamiątka na całe życie.









Z rezerwatu wyjechaliśmy do Dusznik Zdroju przemierzając ok 15 km. Zaparkowaliśmy przy dworcu kolejowym i wsiedliśmy do "Kolei górskiej Kotliny Kłodzkiej" i przejechaliśmy trasę Duszniki - Kulin Kłodzki - Lewin Kłodzki - Kudowa Zdrój. Zapewne przejazd ciuchcią lub otwartą koleją byłby bardziej atrakcyjny, ale i tak wijące się serpentyny, tunel i wiadukt dają tej 25 -minutowej podróży dużą frajdę.
W Kudowie zwiedziliśmy "Muzeum zabawek" - jedno z największych w Polsce. Wróciły wspomnienia lat dziecinnych, kiedy oglądaliśmy zabawki z lat 70 -tych i 80 -tych, a z ciekawością obejrzeliśmy zabawki ze wszystkich stron Świata.






Do odjazdu kolejki mieliśmy chwilę, więc obejrzeliśmy miasteczko. Przypadkowo zaszliśmy na teren szpitala psychiatrycznego, a następnie mieliśmy możliwość obejrzeć wnętrze dworca kolejowego małej miejscowości. Ciekawe kiedy ostatnio byliście na takiej stacyjce.





  Po wyjeździe z Dusznik przejechaliśmy ok 23 km ponownie do Kłodzka, aby wejść na umówione zwiedzanie "Trasy podziemnej Kłodzka". W podziemiach obejrzeliśmy postaci dawnych mieszkańców miasta, wyposażenie piekarni, kantoru, karczmy, a także narzędzia tortur stosowanych wobec rzezimieszków.
Trasa jest wzbogacona o elementy multimedialne, więc są animacje, odgłosy jarmarku, biesiadujących w karczmach mieszkańców Kłodzka, a także bitewne dźwięki.Trasa ma ok 600 metrów długości i stanowi wyjątkową atrakcję miasta.










  Szczęśliwie wieczorkiem dojechaliśmy do pensjonatu i zaczęliśmy powoli przygotowania do wtorkowego wyjazdu.

  Śniadanie o 9 spożywaliśmy w smutnych nastrojach, bo to co fajne szybko się kończy. Ok 9.30 pożegnaliśmy właściciela pensjonatu i wyjechaliśmy do miasteczka Bardo. Zbieg okoliczności pozwolił nie czekać na umówioną godzinę i obejrzenie "Ruchomej szopki panoramicznej". Szopka obrazuje dzieje Ziemi, są więc dinozaury, kuszenie Adama i Ewy, okres wojen aż po czasy współczesne np. lalki Barbie. Dla dzieci to niezła zabawa, ale i dorośli z ciekawością oglądają tę historię Ziemi.


  W Bardo jest również "most kamienny na Nysie Łużyckiej", który oparł się powodzi w 1997 r, kiedy rzeka przelewała się górą mostu, a fala miała wysokość 11 metrów.









Z Bardo ruszyliśmy do Włocławka, ale do Kotliny Kłodzkiej będziemy jednak często wracać.

Share this:

CONVERSATION